niedziela, 20 kwietnia 2008

Zaułki czytelnictwa

Widzę, że pisząc o dzieciach i domu serdecznie znudziłam tych wytrwałych, którzy tu zaglądają i już wracam do cnoty granic.
Nie raz już zwierzałyśmy się sobie z Mamą z zawstydzeniem, że nie jesteśmy bardzo starannymi czytelnikami powieści. Zwłaszcza nowych. Owszem, obu nam się zdarza, ale każda z nas na swój sposób selekcjonuje i kombinuje z tymi lekturami.
Mama moja jest, na przykład, pilną pogłębiarką wiedzy o historii obyczaju, najchętniej w krakowskich dekoracjach :). Zna się z Estreicherówną, Talowskim i Grabowskim, studiuje stare mapy, opisy sklepów i handelków, stare sensacje, urbanistykę i stroje, bale i przepisy, mosty i szkolne wspomnienia. Oczywiście - na Krakowie się nie zatrzymuje i w ten sposób zdobyła już wiedzę, która osobę o temperamencie bardziej naukowym już by spokojnie co najmniej doktoryzowała. Cóż, kiedy wiedza Mamy jest raczej, jak by to rzec, hipertekstowa i bardziej się nadaje do uroczej przechadzki, powiedzmy, od handelku śniadankowego przy Małym Rynku (konkurs: a gdzie tam były handelki śniadankowe?) do sklepu Himmelblaua...
Nie próbuję powiedzieć, że Mamie dorównuję - ostatecznie ja działam krócej na tym poletku - ale i ja mam swoją dziedzinę: kolekcjonuję mianowicie i z radością czytuję książki o książkach. Nie tylko fachowe, chociaż chętnie, ale i takie, w których książki są bohaterami albo przynajmniej - osią intrygi; powieści, wspomnienia, kryminały i fantastykę, książki dla dzieci i encyklopedie... Być może, jest to temat obszerny i mało wyrafinowany, bo postmodernizm bawi się w takie rzeczy nieustannie, a i wcześniej nie brakowało takich książek, ale za to pozwala na nieustanne odkrycia, ożywcze porównania - i praktycznie nigdy nie zamyka się kolekcji...
Wzięło mi się to stąd, że pewnego razu na studiach bibliotekoznawczych zostałam przyuważona i zaangażowana do pracy przy grancie. Do dzisiaj mnie zawstydza i rozczula myśl, że charakterystyczna dla mnie niesystematyczna i wybiórcza... no... powiedzmy... błyskotliwość wystarczała, żeby ci mili, inteligentni ludzie uważali mnie za coś obiecującego - na szczęście dla mnie i dla nich, w końcu rozeszliśmy się z wdziękiem.
Ale ten grant.
Spędziłam dzięki niemu sporo szczęśliwych i w zasadzie dobrze płatnych miesięcy studiując różne teksty w kilku krakowskich bibliotekach, szczególnie Jagiellońskiej i (wówczas) PAN. Notowałam cytaty, zwiedzałam różne kazamaty, kanciapy i podziemia... Był ktoś może, na przykład, w dziale czasopism zniszczonych w Jagiellonce? Ha.
Złapałam wtedy na dobre tego bakcyla, który każe nie tylko kochać książki (tego nauczyłam się od rodziców w końcu), ale i traktować je jak nieustanną zagadkę, tajny związek, świat zamknięty między okładkami. Jedne książki prowadzą do drugich, to wiadomo - ale też istnieje niesamowita więź, która łączy je z bibliotekami i która łączy również ze sobą wszystkie biblioteki, publiczne, prywatne, półprywatne... Świat książek ma swoje meliny, świątynie, biura, burdele, targowiska, zakazane i eleganckie dzielnice. A ja czerpię niezwykłą wręcz przyjemność z faktu, że nie każdy tam trafia, a jeśli trafia osoba nieodpowiednia - to nawet nie wie, że można by gdzieś się dalej zapuścić. Dzięki temu świat książek (świadomie nie zawężam terminu do "literatury") pozostaje odrębny i nieskalany. A egalitaryzm, wiadomo, powinien się kończyć i kończy się po odłożeniu łyżki i zakupieniu lekarstwa.
Odległe światy odkrywa się zawsze samemu, nawet, jeśli ktoś człowieka popchnie na początek. Ale i tak jestem wściekle wdzięczna moim bibliotekoznawczym studiom, wraz z co poniektórymi wykładowcami. Nie wiem, czy chcieliby, żeby ich nazwiskami szastać po jakimś tam blogu, ale przynajmniej tak ogólnie - chciałam o tym napisać.

7 komentarzy:

b.,zapiski pisze...

...i tak to się marnujemy,Ty i ja, marynując się każda we własnym sosie wiedzy, zamiast, żeby się nami zajęli jacyś ci, no...jak się nazywają...sutenerzy?

Anonimowy pisze...

książki o książkach, prawda?:)
"odpolowałam sobie" zagubioną w sieci przeprowadzek "Exlibris" Anne Fadiman i ilekroć przechodzę mimo, patrzę na nią, puchnąc z zadowolenia i odczuwając coś na kształt pawlakowego " Bój się Boga, Jaśko, nareszcie jesteś" :)

Anonimowy pisze...

To ja pozwolę sobie zaproponować lektury dla obu Pań, choć pewnie juz je znacie...

Dla Mamy, którą zresztą również "podczytuję" z przyjemnością "Kacper Ryx" Wollnego.

Dla córki "Atramentowe serce" Cornelii Funke (i następne części).
O obu pisałam w swoim blogu: www.poczytajmi.blox.pl

Ukochaną "książką o książkach" mojego dzieciństwa był "Przyjaciel na zawsze" Miry Jaworczakowej z ilustracjami Uniechowskiego.

gosia pisze...

A Italo Calvino "Jeśli zimową porą podróżny" pewnie czytałaś? To dopiero książka o książce! O książkach!

www.malgosia.wordpress.com

S. pisze...

Re: p_l - nie znam! Ale będę znała :)
agnieszka_azj: Cornelię Funke, oczywiście! A "Przyjaciel na zawsze" to też moja ukochana książka z dzieciństwa! I bardzo lubię ilustracje Uniechowskiego w ogólności.
gosia: Italo Calvino też mam :)
Dziękuję za wszelkie sugestie i skrycie mam nadzieję, że mi ktoś coś jeszcze podrzuci!

Anonimowy pisze...

"Cień wiatru" - polecam

A. pisze...

*zerka na ostatnio zakupione "Zamieszkać w Bibliotece", "Firmina" i "Bibliotekę utraconych książek"*
Książki o książkach to zdecydowanie coś, co warto zbierać.
W ogóle się w pełni zgadzam i podpisuję i popieram i co tam jeszcze.
*skrzętnie zapisuje tytuły* Dorwę, czego nie mam.

Właśnie mnie na bibliotekoznawstwo przyjęli :D Już się nie mogę października doczekać!

A, tak. Ja tu mam inny nick.
odnikowany Bzik ;)