- Masz być porządnym turystą - tłumaczył Karolowi Paweł i objaśniał, że turysta nie chodzi w góry w klapkach, nie zostawia śmieci nad strumykiem i dzielnie idzie do celu. A Karol kiwał głową i razem z Kubą z zainteresowaniem dokonywali oględzin przerażających, olbrzymich trepów mojego męża. Spakowaliśmy zatem nosidło na stelażu oraz chusty, jakieś potworne ilości ubranek i ubrań, porządne buty, małe plecaki i udaliśmy się do Jaworek.
Jaworki to dla nas specjalne miejsce: tam się pewnej zimy - niemal dziesięć lat temu - poznaliśmy i tam wracaliśmy razem tyle razy, że znamy już chyba każdy kąt. To rodzaj prywatnej przestrzeni mitycznej i z przejęciem przyprowadziliśmy tam teraz naszych synków.
Po pierwsze - co by moja mama nie mówiła, Wieliczka wsią nie jest i dzieci z okrągłymi oczami zarejestrowały fakt, że zaparkowaliśmy z grubsza między stadkiem owiec a cielęciem. Wszystko to było nadzwyczaj interesujące, aż sama się złapałam, że próbuję też tak patrzeć jak chłopcy: zachłannie i z dziką ciekawością.
No i oczywiście sprawa zasadnicza - góry. Zdążyliśmy jeszcze tego pierwszego dnia odwiedzić wąwóz Homole. Ach! Jeden po drugim znikają te śliskie, drewniane mostki. Karkołomne schody ze zbutwiałych deszczułek też już zamienili na metalowe, o wiele, niestety, wygodniejsze. Fuj! Wychodzą tam już nawet panienki na szpilkach.
Karol wyszedł na szczyt również, zupełnie sam. Sam też pokonał pokaźną część okrężnej drogi powrotnej! Byliśmy z niego wściekle dumni. Następnego dnia tak samo dzielnie spisywał się na Białej Wodzie i wyprawie na grzyby. Zmęczyliśmy go dopiero dnia trzeciego, kiedy to zafundowaliśmy dzieciom wycieczkę: wyciągiem na Palenicę i potem do Jaworek górami. Zajęło nam to wszystko cały dzień, ale było warto. Zrobiłam tę trasę x razy, ale jeszcze nigdy nie szło mi się tak fantastycznie, jak w tym upale, z Kubą na plecach i czasami jeszcze plecakiem z przodu, a raz nawet z Karolem na barana, kiedy Paweł miał dość i przejął Kubicę. Po prostu nadzwyczajnie! Nie wiem, czy to motywacja jakaś szczególna, czy po prostu byłam taka szczęśliwa, że idziemy sobie dzielnie całą rodziną, moim ulubionym szlakiem. Przed Durbaszką otarłam sobie pięty - dawno nie chodziłam w moich butach i trochę stwardniały, niestety. Aaaale, co tam:
- Jak góry? - pytaliśmy Karolla.
- Pięęęękne, przepiękne! Jeszcze nigdy takich nie widziałem! - odpowiadał z uczuciem.
Kuba miał, obawiam się, nieco mniej frajdy, zwłaszcza z tej długiej wyprawy - chociaż staraliśmy się o różne strumyczki, kamyczki, drzemki wśród macierzanki, korę, misie-patysie i tym podobne przygody. Ale w nosidle go wytrzęsło, a w chuście też wymęczyło, i z wyraźną ulgą przyjął dzień ostatni, kiedy to wyjechaliśmy na Palenicę po raz drugi. Tam Karol z Pawłem ujeżdżali przerażające samochodziki w blaszanej rynnie, a ja z Kubą wspinaliśmy się to tu, to tam, wypróbowywaliśmy wiatraczki i ogólnie robiliśmy to, co młodego człowieka kręciło. Może to już było zachowanie bardziej wczasowe, niż turystyczne, ale ostatecznie przerobiliśmy całkiem przyzwoity repertuar jako turyści i nawet chyba udało nam się zainteresować dzieci mapami (każdego na jego własny sposób; ale Karol przed wjazdem na trasę dostał własną mapę okolic Szczawnicy, nabytą w punkcie PTTK).
Krótko było, ale intensywnie i naprawdę bardzo, bardzo satysfakcjonująco i wesoło. To już, proszę wycieczki, była prawdziwa śmietanka z bycia rodzicami. Chociaż oboje byliśmy wykończeni jak mróweczki.
Ale najbardziej ucieszył nas Karol już po powrocie.
- Podobało ci się? - spytaliśmy sondażowo. - Pojedziemy jeszcze?
- Taaaaaak! Kocham góry! - oświadczył Karol.
Oj, my też.
I naszych synków, dzielnych turystów, oczywiście.
Wszystkiego ich jeszcze nauczymy, nie?
5 komentarzy:
Aż wzięłam i się zwruszyłam :)))
A powiedz mi - bo ja mam problemy z czasem/datami/etc i chyba się pogubiłam - w jakim wieku są teraz chłopcy?
Karol jest z maja 2005,a Kuba - z sierpnia 2007; z czego by wynikało,że Karol ma trzy lata i trzy miesiące, a Kuba będzie lada chwila kończył rok pierwszy. Leci ten czas jak obłąkany!
witaj wreszcie Syn Twój przestał machac łyżka i prosze ile sie u Was od razu podziało
buziaczki asieńka
Hehe - zdecydowanie. Ta łyżka rzeczywiście wyglądała na froncie jakoś tak namolnie ;) Pozdrawiam serdecznie.
ano mam nadzieję ze turyści też nie staną sie tacy "namolni"
buziaczki
Prześlij komentarz