A wszystko to przez to, że - przywołując zawsze stosownego Pratchetta - zasada, że sopran to piętnaście akrów łona w rogatym hełmie, należy już do przeszłości.
Jak już wzmiankowałam, moi Rodzice wyprawili nas, z okazji urodzin, do opery. Krakowskiej. Na rzecz, która, jak wiadomo, opisuje pułapki stałych związków uczuciowych oraz jednostronnie patriarchalnego modelu rodziny, piętnuje także zmaskulinizowane społeczeństwo i promuje ochronę zdrowia - "Traviatę" mianowicie.
Spędziliśmy tam nadzwyczaj miły wieczór - podśpiewując i żartując wracaliśmy potem do domu, a mój Mąż rozważał, czy nie dałoby się zostać na kolejny spektakl... Jednakże nasze dusze drążył kołatek muzycznego niepokoju.
Wiadomo, że tenor to ryzykowna barwa głosu - może być powalający albo, no, niepowalający. Ten, którego wysłuchaliśmy w roli Alfreda, był jak dla mnie niepowalający i miał problemy z wymową włoską. W tym akurat dziele jest to problem o tyle, że pojawiający się co jakiś czas i nadzwyczaj romantyczny motyw, mówiący o naturze miłości, w oryginale brzmi następująco:
amor che palpita
Dell'universo, Dell'universo intero,
Misterioso, altero,
Croce e delizia cor.
Misterioso, Misterioso altero,
Croce e delizia al cor.
Nie trzeba chyba dużej wyobraźni, żeby pojąć, jak straszliwie brzmią ostatnie wersy, kiedy się je zaśpiewa twardo i po polsku.
No tak.
Poczułam więc potrzebę pogłębienia sprawy i zbadania, czy w innych wykonaniach brzmi to choćby odrobinę lepiej. Kuba uprzejmie nie uniemożliwił mi szybkiej kwerendy na YouTube, i wkrótce znałam już kilka nader zadowalających wersji "Un di felice".
Wieczorem opowiedziałam Pawłowi z rozmarzeniem, że Di Stefano, Villazon i w ogóle, a potem nieopatrznie zachwyciłam się inscenizacją "Traviaty" z Salzburga, z Anną Netrebko w roli Violetty. To naprawdę bardzo piękna i pomysłowa wersja, z wstrząsającą scenografią, kilkoma celnymi ideami inscenizacyjnymi - no, a przede wszystkim wykonanie jest świetne. O, ja niebaczna! Nawet mu to sama włączyłam!
Pół godziny później mój Mąż, rozmarzony, siedział przy pianinie i podpierając głowę ciężką od marzeń uśmiechał się błogo do Anny Netrebko w czwartej wersji "Addio di passato" (koszula nocna, oko błyszczące niezdrowo, włos rozpuszczony).
- Wiesz - westchnął z zachwytem - dla takiej to ja bym się nawet zadłużył.
Zanim wyjaśniliśmy sobie, że chodziło mu o wzięcie pożyczki na wyjazd i bilety na koncert takiej klasy, minęło kilka bardzo nerwowych chwil.
To jeszcze nie koniec.
Następnego dnia opowiedziałam wszystko Mamusi, zwyczajem wszystkich wstrząśniętych żon. Moja Mama pokiwała głową.
- Twój Ojciec, drogie dziecko - powiedziała melancholijnie - też bywa dziwnie często widziany przy studiowaniu opery. Co ciekawe, jeśli idzie o Netrebko, to jakoś nie słucha płyt ani radia, tylko siedzi przy komputerze z listą filmików.
Dowiedziawszy się o tym, Paweł przystąpił do działania.
"Tato", zaesemesował, "Anna Netrebko śpiewa w Wiedniu 11 maja"
Tata odpisał mniej więcej:
"Wiem. Nie ma już biletów".
Upiór Opery, mosterdzieju.
5 komentarzy:
oni, Twój mąż i mój, się normalnie wprzęgli w jej powozik, jasna cholera, moje dziecko!
ojcowie rodzin!
jak to zwykle bywa...
Moje Panie,
Miałam okazję zobaczyć i usłyszęć panią A. N. w La Boheme w San Francisco. Z mężem. Z dobrych miejsc.
I cóż? Nic! Mąż ani się nią nie zachwycił, ani rozumu nie stracił, ani zdjęć nie ogląda, ani nie chce/pragnie jej więcej widzieć. Nie to, że by odmówił, ale jakoś zupełnie nie wbiła mu się w pamięć. Głos ma bardzo ładny moim zdaniem i jest bardzo atrakcyjna. Więc co to nie tak z tym moim mężem???
Pozdrawiam, Dorota
Nigdy nie wiadomo gdzie też sztuka nas zaprowadzi. Wszak jest w niej odrobina szaleństwa.
No i bardzo dobrze.
Ojciec
Zgadnij droga Silene, co przez Ciebie leciało u mnie w domu przez większą część soboty? Patrz coś narobiła ;)
http://villi.jogger.pl/2009/02/23/opera-czyli-wszyscy-mezczyzni-sa-czasem-tacy-sami/
Ej, same podsunęłyście nam ją pod nos ale teraz to nasza wina? ;)
Inna sprawa, że Netrebko była w stanie zauroczyć (chociażby samym wyglądem) moich kolegów z pracy słuchających głównie rytmicznego umcy-umcy-umcy. ;) Ba! Nawet potrafią ją rozpoznać po głosie jak coś leci u mnie na słuchawkach. :)
PS: Nie macie może tej Traviaty na DVD przypadkiem? Była u nas w EMPiK-u, ale się zmyła. ;)
Prześlij komentarz