Zrobiłam sobie przebieżkę po blogowych linkach różnych interesujących osób i po raz kolejny uderzyła mnie powszechność blogów zamkniętych dla przechodnia, do których trzeba się zgłosić po klucz. Zastanawiam się tak nad tym i zastanawiam.
Z góry zastrzegam, że NIE uważam, że każdy, kto bloga zamyka, to jest be. Są różne powody, kogoś może nękać jakiś wariat i nie pomaga, powiedzmy, blokada IP albo inne środki. Niestety, z mojego punktu widzenia to absolutnie wszystko jedno.
Bo ze mną to jest tak, że raczej nie poproszę o taki klucz. Może dlatego, że kiedy natykam się na zamknięte drzwi, to z reguły uznaję, że po coś są zamknięte i że najwyraźniej nie jestem tam potrzebna? Może dlatego, że kiedy sama zamykam jakieś drzwi to po to, żeby naprawdę nikt tam nie wchodził? Może dlatego, że gdyby przyjaciółka powierzyła mi klucze do mieszkania, to nie weszłabym tam bez wyraźnego i stanowczego polecenia podlania kwiatków albo nakarmienia kota?
Raz mi się zdarzyło wchodzić na zahasłowany blog, kiedy czasowo zamknęła swój Toroj.
No, dziwnie to było. Bardzo lubiłam i nadal bardzo lubię czytać Toroj, ale wtedy cały czas miałam wrażenie, że jej grzebię w szufladzie z bielizną i odetchnęłam z ulgą, kiedy wyjaśniwszy jakieś kłopoty bloga odblokowała.
Może to, do licha, o paskudnych kompleksach świadczy, ale jest we mnie jakiś dziki opór przed wchodzeniem do (wiem, że to może brzmi niesprawiedliwie, ale patrz disklajmer na początku) Wyróżnionych Gron i Wtajemniczonych Kręgów. Całe moje czasy szkolne przecierpiałam z powodu nieustannego krążenia po orbitach i niedopuszczania do lokalnych elit i od kiedy wreszcie doceniłam płynące z tego niedopuszczenia korzyści, nikt mnie już nie może przekonać do bycia dopuszczaną :) Do dziś na wszelkie oznaki wtajemniczenia reaguję wtyłzwrotem, no, chyba żeby warto było odcierpieć i odwywracać gałką oczną (chodzi głównie o prestiżowe nagrody z wkładką finansową typu Nobel, oczywiście).
Inaczej jest z blogami udostępnionymi publicznie - w oczywisty sposób są to teksty, które wolno czytać każdemu, więc i mnie, bez żadnych dodatkowych warunków, no to czytam z niczym nie zakłóconą frajdą.
Jeśli chodzi o mój własny blog - blogger ma miłą cechę: zapisuje posty jako brudnopisy i dużo notek nazbyt prywatnych albo z innego powodu niepublikowalnych mogę sobie zachowywać tak tylko sobie ku pamięci. Ale nie jest to opcja, która by pozwalała na jakieś dzielenie Czytelników na tych, co mogą i tych, co nie mogą, nikogo nie zatrzymuje pod drzwiami.
Wiem, że to sprawa dość delikatna, ale, do licha - jest w tych wszechobecnych hasłach jakieś "i chciałabym, i boję się", jakaś sprzeczność pomiędzy istotą pamiętnika a istotą internetu. Jakoś tak, jakby ludzie nie radzili sobie ze specyficzną dla internetu formą i z rodzajem społeczności, jakie się w nim lęgną. Nie umiem się w tym pogubieniu znaleźć, nie umiem spojrzeć w ten sposób. A może ma to coś wspólnego z faktem, że tak samo nie korzystam prawie nigdy z darmowych serwisów, które wymagają logowania, żeby uzyskać dostęp do zasobów? Wydaje mi się, że jedyna rzecz naprawdę właściwa, jaką można zrobić z tymi hasłami, to zakładać je wtedy, kiedy chce się być jedynym czytelnikiem własnego pamiętnika.
Znowu, psiakość, chaotycznie, ale jestem tragicznie niewyspana, a leki na nadciśnienie to zło :) Mam nadzieję, że z grubsza widać o co chodzi. Jeśli zdążę, to przejrzę ponownie tę notkę, może co z tego będzie sensownego jeszcze.
12 komentarzy:
Wiesz Silene, mam bardzo podobne odczucia co do hasłowanych blogów. Generalnie uwazam, ze jesli ktos decyduje sie na pisanie bloga, to powinien liczyc sie z mozliwoscia wizyt osob wrednych i dokuczliwych, a co za tym idzie - krytycznych komentarzy i zlosliwosci pod swoim adresem. Trzeba sie rowniez liczyc z tym, ze moze nas czytac sasiadka opisana w ktorejs notce, bo na tym polega publicznosc Internetu. Zamykanie swojego bloga na klucz i dopuszczanie tylko zaufanych czytelnikow oznacza ni mniej ni wiecej tylko tworzenie TWA, co samo w sobie budzi moj niesmak.
Z drugiej strony ludzie pisza blogi w bardzo roznych celach: bo chca byc czytani, bo lubia pisac, bo szukaja ludzi o podobnych upodobaniach, bo lecza w ten sposob swoje chore dusze. TWA, ktore i tak sie tworza, czy taki byl zamysl autora/autorki czy nie, sluza wzajemnemu wspieraniu sie i daja mila swiadomosc, ze na swiecie jest wielu ludzi, ktorzy darza ich sympatia, ktorzy lubia ich czytac i pisza o tym, co na pewno dobrze wplywa na samopoczucie autora/autorki. Wiec nie dziwie sie, ze ktos nie chce czytac zlosliwosci w odpowiedzi na swoje wynurzenia, ale rownoczesnie dziwie sie, ze chce tak bardzo intymne sprawy opowiadac na publicznym forum. To taki troche dziwny ekshibicjonizm, ktory przestaje dziwic, jesli sie wezmie pod uwage, ze nie kazdy pisze bloga z takich zalozeniem, jakie ja mialam i mam: moj blog ma byc sympatyczna lektura dla czytelnika, a dla mnie pamiatka milych chwil, tych, o ktorych chce pamietac po latach, i przy okazji wprawka pisarska. Chwilami zastanawiam sie, czy nie zalozyc drugiego bloga, ktory bylby typowa sciana placza i gdzie wylewalabym gorzkie zale i glebokie frustracje, ale obawiam sie, ze nie mam tyle czasu na pisanie. Natomiast jesli ktos traktuje swego bloga jak powazny pamietnik, z zapisem wszelkich dobrych i zlych chwil, to znaczy, ze serio bierze do siebie wszystko, co ludzie napisza, i w takim wypadku trudno sie dziwic, ze ogranicza dostep niepozadanym gosciom.
Chyba sama sie pogubilam w tym, czemu sie dziwie, a czemu nie w zwiazku z blogowaniem :) Ale nie jest to kwestia jednoznaczna, o nie, bynajmniej!
A jeszcze upał wypala mi resztki mozgu niedotkniete zmleczeniem...
Wiesz, mnie też wypala, a młodsze dziecię wierzga i kopie po wątpiach od środka :) Tak że Cię rozumiem doskonale.
Ale wydaje mi się, że pisanie bloga o charakterze "pełnego pamiętnika" jest z definicji posunięciem desperackim. Każde zabezpieczenie można przy odrobinie determinacji złamać, i jeśli ktoś naprawdę się boi odkrycia jakichś tajemnic, wrażliwych punktów i w ogóle, to absolutnie ich nie powinien zapisywać. Ta relatywność internetowego bezpieczeństwa i anonimowości (już na studiach mnie uczono, że to iluzja kompletna)każe mi się zastanawiać, czy zahasłowany blog to jednak nie jest coś w rodzaju kokieterii. Pewnie, że to nie zawsze tak jest, ale zawsze mam taką pełzającą wątpliwość ;)
Ja też swojego bloga uważam za relację niepełną (chociaż na pewno nie jest to żadna literacka kreacja; ot, po prostu taka prywatna skrzynka po owocach w Hyde Parku) i nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej.
Mój bobrze, zaraz zasnę, tak ciśnienie leci. Uaaaaa :)
Pewnie, ze pisanie intymnego dziennika w sieci jest desperackim krokiem. I zdecydowanie bym sie na to nie odwazyla. A zastanawia mnie tez nieodmiennie sprawa taka: ktos opisuje swoje bynajmniej nie rozowe chwile z kims, kto czyta bloga. Jak ten opisywany ktos sie do tego odnosi? Hm...
Kochana, a tak w ogole jaki jest mail do Ciebie? szukam odnosnika na blogu, ale nie znajduje.
a ja na przykład piszę notatki kapryśnie, spontanicznie i w ogóle, kiedy mi się chce, opisując obrazki chwil, które mnie zastanowiły,czy rozbawiły, i nawet na myśl mi nie przeszło, aby stojąc na rynku, jakim jest blogowisko, krzyczeć o poważnych przejmujących i dramatycznych własnych sprawach...
W uświadomieniu sobie i zaakceptowaniu faktu, że człowiek twórczy jest jest naprawdę istotą osobną i samotną, leży istota sprawy, moim zdaniu. Czytelnicy wtedy są daleko, daleko, z kluczykiem, czy bez.
Chuda, mail pójdzie mailem od mojego męża :)
Popatrz, Silene, to nie tylko ja tak mam ;)
Wszelkie zamknięte fora mnie jakoś odrzucają. Co nie znaczy, że jestem im przeciwny dla zasady - mogę sobie wyobrazić, że dajmy na to Towarzystwo Uprawy Rzeżuchy W Próżni robi sobie zamkniętą listę, bo nie chce, żeby tam śmiecili ci wszyscy, którzy uprawą rzeżuchy w próżni są niezainteresowani. OK. Ale wtedy powinno być jasno powiedziane - forum jest dla członków Towarzystwa i finito.
Natomias robienie for teoretycznie dla wszystkich, ale wymagających 'kluczyka', jakoś mi pachnie dzieleniem ludzi na równych i równiejszych.
Irytek.
Jeden jedyny raz prosiłam o dostęp do chwilowo zamkniętego Zimna - i cierpiałam straszne katusze, bo myślałam, że trzeba uzasadnić. A ja się strasznie brzydzę wazeliną i nie przychodzi mi łatwo łechtanie czyjejś próżności. Udało mi się wysmarować nienachalną i w miarę dowcipną prośbę, ale co mnie to kosztowało, to moje.
Pozdrawiam
Jeju, alez Wy jestescie wrazliwi... ;)
Ja mam jeden zamkniety blog i jeden jawny. Z prawdziwa przykroscia "odcielam" w pewnym momencie paru fajnych czytelnikow (nie wiedzialam, jak ich zawiadomic, ze zamykam, bo musze, i jak rozdac kluczyki, zeby nie przepadli?). Bohaterowie tego bloga nie mieli do niego dostepu, a zaczelam sie czuc niezrecznie z mysla, ze inni o nich czytaja, a oni sami - nie. I ze kiedys nastapi jakis okropny fuck up, i bedzie to moja wina. I oni beda mieli straszny zal, pretensje, skopia mi tylek, ja wtedy skasuje blog, slowem - tragedia! Antycypujac to wszystko, zamknelam. Ale Ty akurat czasami tam wchodzisz, o ile wiem? Szkoda tylko, ze nigdy sie nie odzywasz ;)
Bo pare osob kluczyk ma, i ciesze sie, ze tak jest, poniewaz bez jakichkolwiek komentarzy i kompletnie bez czytelniczego wsparcia bloga po prostu prowadzic sie nie da...
Szczesliwie moi Czytelnicy nie znaja osobiscie moich Bohaterow. I nawet nie mieszkaja blisko. I dzieki temu jakos to sie nadal kula :))
Nnooo... no kiedy właśnie odkąd zamknęłaś, to może raz, mamie przez ramię, coś czytałam. Za to tego otwartego zawsze czytuję z przyjemnością. Nie wiem, jak to jest, do licha, powinnam ewidentne wyróżnienie, jakim jest wręczenie "kluczyka", przyjmować bardziej wdzięcznie, a jednak regularnie się zawstydzam i peszę :) W każdym razie choć często rozumiem motywację zamykających, nie umiem się po prostu znaleźć w świecie zamkniętych blogów i już.
Nie czuj sie zle, prosze!! Jestes zawsze bardzo mile widziana. Dla takich osob jak Ty (i inne nieliczne Moje, Drogie, Czytelniczki) jest sens cos pisac. Jaka szkoda, kurcze, ze na tym otwartym TEZ sie ani razu nie odezwalas ;) To niby skad ja mam wiedziec, ze tam jacys mili ludzie sa, no skad?! A blog niekomentowany wiednie i zdycha, przeciez wiesz... Wchodzenie i komentowanie jest jak to przycinanie dla roz, o ktorych piszesz w nastepnej notce. Jedyna szansa na bujnosc.
Mam podobnie. Ktoś ma blog na hasło - automatycznie omijam. Jeśli był to blog, który czytywałam - przykro mi, ale traktuję sytuację jakby właściciel bloga skasował. No trudno, stało się.
Tak samo czuję niechęć do wszelkich bezpłatnych logowań. Skoro strona jest bezpłatna, to dlaczego mam się logować? Czuję, że straciłam przez to dużo szans na wygraną, gdyż na icoke jest rejestracja bezpłatna, by móc wpisywać kody spod nakrętek:-)
Kiedy prowadziłam bloga, opisywałm w nim Osobę. Różnie opisywałam, bo różnie bywało. Czy bałam się, że Osoba podczyta co o niej piszę? Nie. Zaufałam na słowo, że Osoba nie wejdzie i nie przeczyta. I nie zawiodłam się.
Przeczytaj caly blog, calkiem dobry
Prześlij komentarz