Karol obecnie maluje bejcą drewniane słupki mające posłużyć do konstrukcji piaskownicy oraz inne tajemnicze deski, oszlifowane przez mojego męża na gładziutko. Bierze też udział w interesujących czynnościach w rodzaju:
- zakładania trawnika;
- sadzenia krzewów i kwiatów;
- cięcia desek;
- podlewania i plewienia.
Oczywiście wtedy, kiedy ma na to ochotę, ale tak się składa, że zwykle ma.
Wspina się na drzewa. W ogóle na wszystko się wspina. Śpiewa przy tym w domniemanym angielskim (piękne wyrażenie Małgorzaty Musierowicz) piosenki z "Mary Poppins" oraz bajeczek o Boowie i Kwali, a co jakiś czas żąda ode mnie natychmiastowych, nadających się do śpiewania tłumaczeń. W ten sposób zgwałciłam język polski wymyślając kiedyś wersję "Let's go fly a kite" zaczynającą się od "Puszczamy latawca", z akcentem, niestety, na "-ca". No, ale śpiewać można.
Liczy też pod nosem po polsku i angielsku, w obu językach konsekwentnie pomijając siódemkę.
Tymczasem z drugiej strony nadciąga niepokojąco szybka pełzająca dywersja w postaci kapitana Jakuba Haka. Jakub Hak przemieszcza się od mniej więcej tygodnia na dowolne odległości i na kilka poziomów, albo może raczej by to robił, gdyby nie jacyś zbrodniarze, którzy mu zastawiają niektóre kierunki. Pełza, staje, raczkuje, podciąga się rękami, drepcze trzymając się łóżeczka i wywrzaskuje sobie i wyszczypuje pozycję w braterskim tandemie.
Starsza część tandemu oscyluje między uważną troską i ogólną odpowiedzialnością za młodszego a bezprzykładną brutalnością młodocianych niedźwiedzi. Gdyby nie fakt, że Kuba już się nauczył ciągnąć za włosy i wrzeszczeć ostrzegawczo a przeraźliwie, to może bym się martwiła, ale na razie rozdzielam ich tylko, kiedy sprawy wymykają się spod kontroli. Ale spodziewam się raczej tylko rozkręcania się towarzystwa.
No więc z tym wszystkim ogród, tak jak się spodziewaliśmy, okazuje się po prostu wspaniałą, cudowną rzeczą. W ogrodzie Karol ma mnóstwo do roboty, a Kuba śpi dłużej i pełza tylko po karimatach - trawa na razie go nieco onieśmiela, dotyka jej rączkami, gładzi, ogląda, pokrzykuje: "Da! Tada! Badała! Badała!" To "Badała" mnie rozkłada zupełnie, bo rzeczywiście kiedy tak wrzeszczy, to coś zwykle bada. Jest jeszcze, między innymi, Tatatatatata - kiedy coś trzeba zrobić albo gdzieś dosięgnąć, w każdym razie ogólne oznaczenie aktywności, oraz Mamamama, ciekawym zbiegiem okoliczności żądanie jedzenia, przytulenia i w ogóle przyhołubienia. Czujemy się docenieni w naszej koncepcji rodzicielstwa :)
W ogrodzie kwitną drzewa i krzewy, w ogrodzie mrugają stokrotki; w ogrodzie rozmawia się z sąsiadami i psami z sąsiedztwa, w ogrodzie ślimaki machają różkami...
I jak się wspaniale zasypia po całym dniu na polu!
Ach, aż się chce żyć i podśpiewywać.
No to jak to tam szło?...
Puszczamy latawca
Wysoko jak się da
Niech leci sobie, niechaj buja w górze,
Niech frunie aż nad dach,
Wysoko, że aż strach
Puszczamy razem latawcaaaaa!
1 komentarz:
Ha! 7 to liczba święta, magiczna, boska! To wszystko przez złego wujka! *złooooo!*
Prześlij komentarz