poniedziałek, 16 listopada 2009

Jesień jako niezawodne źródło inspiracji

Chodzę sobie z tym uczuciem i sprawdzam ostrożnie, czy nie przechodzi, coś jak z ćmiącym zębem tylko na odwyrtkę, bo nie chciałabym, żeby przeszło.
Dawałam już wiele razy wyraz swojemu obrzydzeniu wobec intelektualnego potencjału lata: nadal uważam, że lato nadaje się akurat na zadania o umysłowym skomplikowaniu nie przekraczającym zagadnienia, jak najszybciej odkręcać butelki z wodą. Nieraz też mówiłam, że jesień zazwyczaj dokonuje we mnie cudu regeneracji sił twórczych, jakie tam mam.
No i jest, może późno trochę, może mi przeleciało babie lato, ale jest, to uczucie, że mogę siąść i napisać to wszystko, co mi się od dawna snuje między uszami. No, może nie aż wszystko, ale trochę. Siąść i narysować to albo tamto. I zrobić sobie lampę. Ale przede wszystkim pisać.
Trafiłam u Mad na bardzo podobną myśl, więc tym mi przyjemniej: jedno to odczuwać różne takie przyjemności, a drugie - znaleźć się ze swoimi stanami ducha w dobranym towarzystwie.
I w ogóle, mam powoli, powolutku wrażenie, że zaczynam odzyskiwać jakieś promile, drzazgi własnego życia. Których nie omieszkam wykorzystać całkowicie nieracjonalnie.
Już dawno się przekonałam, że zachowania praktyczne prowadzą wyłącznie do rozgoryczenia i złych wiadomości, a z nieracjonalnych, które w ostatecznym rozrachunku również mniej więcej tam prowadzą, przynajmniej ma się po drodze trochę frajdy.

2 komentarze:

Mad pisze...

Uf, już się bałam że będę osamotniona w swoich zrywach twórczych, a tutaj - proszę ;)
A poważnie - strasznie się cieszę. Pisz, Wiedźmo, pisz :)

b. pisze...

babie lato jako pora roku - całkiem, całkiem,ale jako sezon życia jest świetne