sobota, 16 stycznia 2010

Pozytywki

Mam słabość do pozytywek. Do przedmiotów - tych rozmaicie otwieranych, wymyślnych i prostych, których mi się nawet zdarzyło parę w życiu rozmontować. I do melodii pozytywkowych. Walczyków, kurancików, dzwoneczków.
Zupełnie czasem bez sensu: jak piosenka z beznadziejnego poza tym filmu "Anastazja". Albo "Mon amour mon ami" Marie Laforêt, ale w wersji z "Ośmiu kobiet", który to film też mi się nie podobał, scena mi się nie podobała, Virginie Ledoyen fałszuje, no, ale ta pozytywka. I sporo muzyki filmowej to ma: "Edward Nożycoręki", chociażby.
Uwielbiam też luźne nawiązania do pozytywek i mechanizmów grających. Klip do "Maszynki do świerkania" to niezły przykład takiej estetycznej sugestii.
Lubię myśleć, że to wszystko przez to, że nasze serca - metaforycznie rzecz ujmując - to też są takie trochę sentymentalne pozytywki, wprawiające nas nawiasem mówiąc w nieludzkie zakłopotanie, kiedy znowu się okaże, że rozum rozumem, poczucie humoru poczuciem humoru, a i tak, jak przyjdzie najmniej odpowiedni moment, to - dzyń dzyń - dzwoneczki, cymbałki i szklane łezki, dokładnie tak, jak wiadomo było z góry, że dźwięknie.
Ale to oczywiście dlatego, że chciałabym pod mirażami ogólnych sformułowań ukryć własny sentymentalizm. Jak już przyjdzie co do czego.
Dzyń dzyń.

3 komentarze:

Unknown pisze...

AAAAAAA, właśnie, właśnie.
Też kocham pozytywki. One chyba pasują do ludzi nadwrażliwych, nieuleczalnie chorych na idealizm. Prawda, dobro, piękno... i jajka na twardo.

b.,zapiski pisze...

nie bądź już taka pozytywna i pozytywkowa oraz napisz co

epilia pisze...

Piękny motyw pozytywkowy jest w ścieżce dźwiękowej "Amelii". Niestety nie pamiętam który utwór, a komputer w pracy mam tak słaby, że rzęzi mi gdy otwieram cztery okna. Tekstowe.