Piszę sobie tekst: słowo za słowem, zdanie za zdaniem, sceny mi się rozwijają w głowie jak z kłębuszka. Jak pięknie.
Uwielbiam ten przyjemny ferment,kiedy historia już siedzi mi w głowie, a ja ją tylko muszę zapisać i trochę ociosać. I to istne sudoku, kiedy trzeba nagle coś dobrze uzasadnić, a gdzieś znaleźć niteczkę, którą można dowiązać do już istniejących splotów akcji, i jeszcze żeby bohaterowie mi się nie rozleźli...
A kiedy wszystko wskakuje na swoje miejsca, kiedy już pozostają wykończenia - rany, ależ to jest wspaniałe, wspaniałe uczucie.
Tylko jak to zrobić, żeby wystarczyło na 250 stron własnego tekstu?
Bohaterowie aktualnie siedzą w krzakach na Igołomskiej, ale nie pamiętam, co było przedtem, a plik z zasadniczym tekstem jest na odłączonym, brykającym twardym dysku.
Nalewam sobie herbaty, zaglądam do notesów, gdzie widnieją różne dziwne notatki ("Kiedy wychodziła z pokoju, biurko było czyste i uprzątnięte. Teraz na samym środku stał litrowy słoik, napełniony kostkami lodu, a z lodu wystawał czyjś odcięty palec" albo: "Uśmiechasz się tak, jakbyś cały czas układała sobie po cichu limeryki").
Ach, cudownie.
5 komentarzy:
widzę, że pobudka wiosenna!
dziwne notatki dobra rzecz, chociaż lubią się znajdować w zupełnie niespodziewanych momentach, za to kiedy ich potrzeba, nosa nie wytkną z kryjówki.
czekam na te 250 stron :)
Aaaaale Cię rozumiem. Wiesz o tym, nie?
I pisz, pisz, a jak już napiszesz, to ja Ci ten tekst - jak to mawia Mad - pięknie zbetuję. :)
Hi, hi. I już nic więcej nie powiem :)
Prześlij komentarz