wtorek, 21 września 2010

Bagnety, bociany i herezje

Moi synowie jako zespół są obecnie w wieku, który sporo od rodzica wymaga, ale już nie w sprawach podstawowych w rodzaju kompletowania skarpetek, ale sprawach podstawowych w rodzaju głębszych myśli i złożonych uczuć.
Kuba, który powolutku lecz dzielnie adaptuje się do życia przedszkolnego, chwilowo potrzebuje ode mnie przede wszystkim czułości, historyjek, piosenek i gotowości na złagodzenie skutków kolejnej dzikiej eskapady. Jest nieopisanie wprost męski. Odważny, pogodny i pełen wdzięku. Bystry, śmiały i zmysłowy. Czuły.
Karol znów, entuzjastyczny i wrażliwy, mądry i nieprzytomnie zachłanny wiedzy o świecie, wprawia mnie często w duże zakłopotanie, zmusza do myślenia, porządkowania wiedzy, przypominania sobie faktów i poszukiwania nieznanych odpowiedzi.
Przedwczoraj w Sukiennicach widać to było bardzo fajnie: Kuba cieszył się, kiedy można było gdzieś zajrzeć, z czymś wejść w interakcję, czegoś dotknąć, doświadczyć i ogólnie zmusić coś do współpracy. Oczywiście, niektóre próby, na przykład macania brązu lub rzucania się na obrazy przedstawiające konie czy bociany, przyjmowane były przez personel jakoś tak nerwowo, więc Paweł zmuszony był poświęcić się całkowicie podejrzliwemu obserwowaniu swojego młodszego syna i wciąż musiał temu czy owemu zapobiegać, rzucając się szczupakiem między ludzi.
Ja zaś asystowałam starszemu, który w towarzystwie przewodniczki z pasją analizował, przyglądał się i kombinował na całego. Interesowały go, na przykład, techniczne zagadnienia malarskie (farby, rodzaje pociągnięcia pędzla, sygnatury, sposoby przedstawienia realistycznych tekstur). Ciągle znajdował odniesienia do posiadanej już wiedzy: "Wieczór nad Sekwaną" Gierymskiego bez trudu i interesująco porównał ze znanym sobie z książki o Linnei malarstwem Moneta, a mój ulubiony "Wschód księżyca" Stanisława Masłowskiego przypomniał mu nasze rozmowy o księżycach i ich zachowaniach. Na "Kościuszce pod Racławicami" natychmiast wyszukał znajome (ech) rodzaje broni, a samego Kościuszkę rozpoznał bezbłędnie - z pomnika na Wawelu.
Bardzo ciekawie się obserwowało ich obu w tym muzeum (choć Kuba ewidentnie ma jeszcze czas na takie rozrywki; odnowione czy nie, Muzeum Narodowe jest jednak dość tradycyjne).
Zresztą, zawsze ich lubię obserwować. Nawet - zwłaszcza wtedy, kiedy Karol nie odpuszcza i męczy:
- Maaaaamo, jestem starszy od Kuby, ja nie chcę iść spać, chcę czytać! (a kiedy mu pozwalam, i przychodzę dwadzieścia minut potem, on jest już siedem stron dalej).
Nawet - zwłaszcza wtedy, kiedy Kuba patrzy mi w oczy i mówi z przekonaniem:
- Zapewniam cię, mamo, że to ja mam rację.
Nawet - zwłaszcza wtedy, kiedy Karol pyta mnie, dlaczego Bóg nie zrobi czegoś z wojnami, albo kiedy Kuba tłumaczy mi, że śniło mu się, że nie poszedł do przedszkola, tylko, mamusiu, budowałem długie tory dla samochodów ze wszystkich materaców i czy ty musisz dzisiaj koniecznie iść do pracyyyy?
I szczególnie wtedy, kiedy wieczorem, śpiewając dajmy na to, "Na Wojtusia z popielnika" rejestruję zamknięte oczy i sympatyczne fufanie i ściszam śpiew, tylko po to, by usłyszeć nieprzytomny głos, dajmy na to, Karola, który pyta, przykładowo:
- Czy na chatce z masła dach kładzie się z kiełbasy, czy może być wegetariański?

4 komentarze:

b.,zapiski pisze...

puchnę z dumy z powodu moich dzieci i wnuków

parano-ja pisze...

Puchnij sobie. Twoja duma jest w pełni uzasadniona.

Chuda pisze...

Zagadnienie rodzaju dachu na chatce z masła jest absolutnie kapitalne :))

Belfer-gor pisze...

Na marginesie tej notatki chciałbym zadać pytanie: czy nasz system edukacji ma coś do zaofiarowania takim dzieciom? (jest ich zresztą bardzo dużo wśród przedszkolaków, znacznie mniej wśród uczniów, jeszcze mniej wśród studentów - "zgadnij o czym to świadczy koteczku" ). Od razu odpowiadam: nie ma!. Jest to system do produkcji (nie bójmy się tego słowa) miernych i biernych. Być może tak musi być gdy edukuje się pod przymusem (cóż to za dobro do którego trzeba przymuszać?). Gdzie w takim razie jest równoległy system kształcenia elitarnego?
Nikt kto akceptuje przymusowe wyrównywanie w nauce (polegające najczęściej na skracaniu o głowę) nie powinien objawiać jakichkolwiek oznak niezadowolenia z jakości polskiej gospodarki i polityki. "Oni" też kiedyś byli dziećmi.