Przy całym moim, ekhem, uduchowionym podejściu do życia mam jednak kilka słabych punktów, jeśli idzie o pożądanie przedmiotów.
Po pierwsze, oczywiście, są książki. Po drugie - przybory do rozmaitych działań artystycznych. A po trzecie - glany.
Moje obecne martensy są już czwartą z kolei parą, jaką posiadam. Ich poprzedniczki zostały zdarte, wyłatane, zdarte, pozszywane i wreszcie zdarte na amen. Te są czerwone, wytłaczane w kwiatowy wzór - najpiękniejsze z nich wszystkich, przewspaniały prezent od Rodziców.
Choć jednak są estetycznie uskrzydlające, nie to stanowi o ich największej wartości.
Otóż są to buty Odmieniające Życie. Naprawdę.
Na ogół jestem nieśmiałą, niepewną siebie i starającą się zajmować jak najmniej miejsca osobą. Ale w martensach - w tych butach na nogach mam ochotę iść metr nad ziemią, co przy moich gabarytach bez wątpienia byłoby efektowne; mam na twarzy uśmiech, w sercu radość życia, a w duszy determinację...
No, prawie, ale tak bardzo prawie, jak to tylko dla mnie możliwe.
W każdym razie to są bez wątpienia buty zwracające uwagę. Ludzie, których normalnie poważnie podejrzewam o to, że nie dostrzegają mnie, jakbym była bohaterem "Pachnidła" - nagle mnie widzą. Ba, załapałam się nawet na pierwsze w życiu typowe uwagi, daj im Panie Boże zdrowie, budowlańców robiących remont przy mojej pracy od mniej więcej pół roku (to znaczy nie ja, tylko martensy, ale akurat ten zaszczyt chętnie im oddeleguję). Nagle dostrzegło mnie kilka osób, które od kilku lat mijam w pracy, a nawet już zaprzestałam prób mówienia im "dzień dobry".
Zabawne.
Czerwone buty mają, oczywiście, całe tomy historii znaczącej i magicznej obecności w kulturze, więc właściwie nic dziwnego, że i moje dysponują cząstką tej mocy.
Poważnie podejrzewam, że te kobiety, które mają po pięćdziesiąt par butów, mają ich tak wiele, bo nie wiedzą, która para zrobi im właśnie to: podkreśli, nada znaczenia, uskrzydli i rozbudzi. No... ja wiem.
Chociaż, po namyśle, stwierdzam, ze na cieplejsze dni muszę sobie chyba nabyć takie czerwone, wysokie... niekoniecznie może Converse'y, bo z zawartości portfela jestem bibliotekarką, a nie licealistką, ale z pewnością "saving the world type"...
6 komentarzy:
noooo wreszcie cogo - bo juz myslałam ze się tak przlotniłaś w tej chorobie i mózgach w słoiczkach że noo....
a czerwone buty to faktycznie jest COŚ - ale musisz wiedzieć ze ś szczęściara wielka - otóż nie tylko kolor daje butom magie - fason niestety też . Ty już masz swoj fason - w miarę dotępny - ja go wciąż poszukuję. czerwone buty w jakim by nie byl u babo chcesz - chciałoby się krzyknać. Otóż ja chcę COŚ. tylko niemogę tego czegoś znaleźć. a właściwie nie ja wiem co chce ale ja bym na każą okazję chciała czerwone ale w innym fasonie - no bo do kiecki trepa nie założę . no i tu niestety wychodzi moje paskudne rozpasanie no i estetyka (a może to nie estetyka tylko - właśnie rozbestwienie (??)rozpuszczenie - a co wkońcu jedynam baba w domu to niech mi buty czerwone kupują moi panowie:)
buziaczki i duuuużo czerwonego koloru (ale tylko na butach).
:)
A ja jakoś nie mogę podjąć decyzji, by zacząć w glanach chodzić. Pociągają, kuszą, namawiają... i mimo że mięknę coraz bardziej, to niestety nadal do celu daleko.
Chęci do kupowania butów ci u nas dostatek, więc i kolejne chętnie kupię - powiedz proszę tylko jakie!
Nie wiem czy pamiętasz ale Twój dziadek także przepadał za kupowaniem butów całej rodzinie. Nie chciałbym być gorszy. Możesz przecie pozwolić na kultywowanie tej malej słabostki.
Ojciec.
czerwone buty męża sprawiły, że nabył on przydomek ciżemek :D
znamy oboje ten czar i powab, a glanów zwłaszcza
Ha! W Twoim miejscu pracy przeprowadzam kwerendę, poza tym latam od PANu na Szpitalną, będę zważać na kwiatki. Jak będzie ciepło wkładam czerwone trampusie, także nie C, bo wszak tylko pracownikiem naukowym :-) pozdrawiam!
Dzierzka
My Beloved! Już kwiecień, czas najwyższy kupić TE buty.
Yours sincerely
me
Prześlij komentarz