piątek, 21 września 2012
Czajnik macierzyński
Czasem mi się zdarza, że kiedy moja Mama zostaje u mnie na straży dziatek, znajduję potem przerażające ślady jej niecnej działalności: jakieś, psiakość, uprzątnięte przedmioty, złożone koszulki czy, o zgrozo, łazienkę wyczyszczoną. Mama czyni to z dobroci serca i, podejrzewam, żeby przypadkiem nie zacząć rysować. Ja jednak z miejsca dostaję Gigantycznego Poczucia Winy, wrzodów żołądka i o, tak mi oko lata. Potem przed kolejnymi wizytami Mamy usiłuję mój dom doprowadzić do stanu nieco lepszego niż zazwyczaj i oczywiście kończę w otchłani rozpaczy, skonana i warcząca na rodzinę. A czymś, co bodajże najdotkliwiej symbolizuje straszliwą rzeczywistość jest CZAJNIK.
Mam taki zwykły czajnik z IKEA, co go na ślub dostałam i bardzo kocham. Spaliłam go już ze dwa razy i gwizdek nie działa, ale spalenie pieczołowicie odczyściłam, a gwizdków i tak nie lubię, bo na mnie krzyczą, nawet jak mówię, że już idę. Ten czajnik jednak ogromnie łatwo łapie różne zabrudzenia - on je wręcz, powiedziałabym, ściąga. Muszę go co chwila czyścić, ale też zdarza mi się, że go po prostu przetrę gąbką niedbale, a nie poleruję do błysku. A potem wracam pewnego razu do domu nie spodziewając się niczego... i tak! to mój czajnik! Lśni prowokacyjnie. Połyskuje oble i rzuca mi spojrzenia pogardliwe i pełne potępienia. Ja go tak nie dopieszczę, jak moja Mama. Ja go tak nie cenię. On mi herbatę, a ja go zostawiam w cętki, i dopiero Ona przychodzi i czajnik może wreszcie zalśnić.
Myślałam sobie, że tak po prostu ma moja Mama, ale dzisiaj! dzisiaj zdarzyło się coś, co mój niepokój wykopało na zupełnie nowe orbity.
Otóż Kuba się przeziębił paskudnie i awaryjnie poprosiliśmy o zostanie z nim moją Teściową. Nie robimy tego często - w ogóle staramy się nie eksploatować babć nadmiernie - ale tym razem nie było wyjścia. Czuję się średnio dobrze, więc sprzątanie poszło mi tak sobie, mimo że i dla Teściowej zazwyczaj staram się odgruzowywać nasz domek, w takimże poczuciu winy i nieadekwatności. No cóż - poszłam do pracy.
Teściowa życzliwie się zjawiła, dziecko bawiła i w ogóle wszystko było okej... Ale wróciwszy, zobaczyłam coś, co zmroziło mi krew w żyłach:
Mój Czajnik.
Wypolerowany.
Powstrzymałam ryk przerażenia i nadludzkim wysiłkiem zmieniłam konfuzję w refleksję. A refleksja ta jest następująca: trudno o kobiety bardziej się różniące, niż moja Mama i moja Teściowa. Podobieństwa między nimi są w rodzaju: każda z nich ma dwie nogi, każda z nich ma w domu kuchnię, każda z nich ma dzieci. A jednak, do stu tysięcy par beczek norweskich różowych śledzi, obydwie mi odruchowo polerują czajnik. To znaczy, że polerowanie czajnika musi być jakąś ponadczasową, ponadkulturową, ponadnaturalną czynnością związaną z macierzyństwem.
Oczywiście, jak na razie zastrzegam się, że nie będę niczego moim synom ni synowym czyściła i w ogóle, ale diabli wiedzą - może za te dwadzieścia parę lat też mi się wdrukuje ognistymi literami w mózg: POLERUJ CZAJNIK.
POLERUJ CZAJNIK!...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
8 komentarzy:
Moze ten czajnik sam sie przeciera sciereczka? Moze ma zlosliwa nature i knuje? Moze zamet chce wprowadzic w rodzinie? Moze sie w nim gotuje? :-)
o nie, to nie mama czyści czajnik! to teściowa! Twoja teściowa i teściowa Twojego męża!
Ty nie jesteś jeszcze teściową, to i czajnika nie polerujesz.
o losie! Ja też zawsze sprzątam przed przyjazdem rodzicielki lub teściowej. I ta pierwsza ZAWSZE podczas pobytu u mnie czyści mi czajnik z komentarzem, czemu ja tak nie potrafię...
Czy twoj wpis Mamo B. oznacza, że to ja powinienem czyścić czajnik przed Twoim pzyjazdem?
Zięć P.
Ja też mam taki czajnik z IKEI, do którego odpryski różności chętnie przywierają i też nie umiem go doczyścić do błysku. Fatum jakieś czy co?
A notka piękna, ogromnie mi się podoba i bardzo się cieszę, że ostatnio więcej notek publikujesz.
jeżeli masz kuchnię do zabudowy - typu płyta na gaz, to zapewne masz również psikacza jakiegoś do jej czyszczenia (zwykłym płynem do naczyń, tak jak kiedyś kuchenki emaliowane, te nowomodne ustrojstwa są nie do doczyszczenia)... wstawiasz zimny czajnik do zlewu, psiukasz tym syfem po czajniku, zostawiasz na chwile, przecierasz myją od drapiącej strony, jak nie schodzi wszystko, to psiukasz raz jeszcze, ewentualnie poprawiasz (przy samym dnie) cifem czy innym "mleczkiem" - ot i cała filozofia, i to bez metalowych drapaczek :|
(w prawdzie teściowej się pozbyłam, a rodzonej matki do swojej kuchni nie wpuszczam, ale za to mam przyjaciółkę jedną, której mój czajnik doskwiera jeśli nie bije po oczach blaskiem niczym psie genitalia ;)
Kiedy bo jest jeden problem: nie chcę psiukać, bo takie psiukacze są zwykle żrące jak jasna śrubka! Staram się używać detergentów oszczędnie i ewentualnie wspomagać się sodą - jest jednak za duże prawdopodobieństwo, że do czajnika coś wpłynie, co nie powinno.
Nb moją kuchenkę doczyszczam jak najbardziej płynem do naczyń, bo mi się nie chce z łazienki targać butelek :) No chyba po jakichś naprawdę ekstremalnych bataliach kuchennych. Niemniej jednak dziękuję za przyjemnie beztroską radę! Bardzo lubię takie czytać.
nawiasem mówiąc, czajnik wyczyściłam RAZ, i użyłam po harcersku piasku.I pewnie zapchałam rury, jak to teściowa.
Prześlij komentarz