sobota, 29 września 2012
Do, re, mi, BRZDĘK
Zupełnie, ale to zupełnie nie pamiętam, czy moi rodzice ćwiczyli ze mną na początku przy pianinie, czy nie. Znając moją systematyczność i cierpliwość, pewnie tak, skoro mnie ze szkoły nie wywalili.
Ja z Karollem też siedzę.
Młody człowiek chętnie spędza wiele czasu przy fortepianie, ale głównie po to, żeby sobie sprawdzić, czy umie już zagrać tę piosenkę, co w przedszkolu śpiewali na przedstawieniu albo żeby sprawdzić, czy odróżnię sekundę małą od wielkiej. Odróżniam, i sama się zdumiewam, ile pamiętam z tej całej nauki - wraca błyskawicznie. Siedzę przy Karolu, pomagam mu rozczytać nuty i nagle jak shuriken uderza we mnie myśl: przecież dokładnie takimi słowami mówiła do mnie pani M.!
Rzeczy zresztą nie zmieniają się jakoś tak bardzo, bo na schodach w szkole spotkałam moją ostatnią, ulubioną nauczycielkę fortepianu - też ją Karolowi cytuję, a jakże - i wyglądała prawie identycznie, jak ją zapamiętałam.
No w każdym razie bez mojego udziału ćwiczenie mojego syna wyglądałoby nadzwyczaj mało produktywnie, więc zanim się nauczy, na co ma zwracać uwagę, siedzę przy nim i jedziemy.
A idzie mu nieźle - o ile jestem w stanie ocenić - i dumna jestem niesłychanie.
I w ogóle jest całkiem sympatycznie, poza jedną sprawą, ale o tym niżej.
*
Czytam, ile mogę, rozmaitych pomocy naukowych, a że pracuję między innymi wśród czasopism, odkładam sobie je do przejrzenia i w wolnych chwilach przeglądam. Właśnie dlatego mnie diabli wzięli nad jakimś takim artykułem, gdzie autorka jako rzecz straszną i w ogóle ku przestrodze opisaną podała, że jacyś rodzice usłyszeli, że dziecko jest zdolne ale leniwe, i przyjęli to z ulgą i zadowoleniem. Autorka (ani chybi pedagog) uważa, że postąpili źle. A ja mówię scenicznym szeptem: żaden wynalazek nie powstał dlatego, że ktoś chciał pracować pilnie, ale tępawo... Ale obawiam się, że się nigdy nie dogadam z tymi uspołecznionymi, którzy by chcieli mieć wszystkich głupawych, lecz posłusznych.
Coś jak z Radą Rodziców u nas w szkole. Wiedziałam, że z tym organem będą kłopoty i oczywiście są. Otóż okazuje się, że oprócz różnych opłat celowych - typu ubezpieczenie, zrzutka na toner do ksero (?) i na tak zwane klasowe, które pójdzie pewnie na bele co i inne ziele, ale że to lokalne bele co to jeszcze zapłaciłam - jest jeszcze wpłata na Radę Rodziców, która wynosi 30 zł... tu werbelki... miesięcznie. Z tego 9 na pensję dla ochroniarza (z czego się dowiedziałam jasno, że ochroniarz zarabia znacznie więcej niż ja, ale powiedzmy, że to przynajmniej konkretny cel, a pan jest miły i się stara).
No dobrze, może jeszcze byśmy to jakoś łyknęli - jeśli mi mówią, że to się dokłada do konserwacji instrumentów (choć jeśli tak, to coś jest nie tak z istniejącym osobno funduszem na ten cel). Ale jak mi ktoś do tego mówi, że jeśli z jakiegoś powodu nie mogę płacić, to powinnam napisać w tej sprawie podanie... podanie do Rady Rodziców, czyli niby moich przedstawicieli, żeby było jasne... Mówiąc krótko: tego typu opłaty są, zgodnie z prawem, dobrowolne. Jeśli ktoś miałby pisać podanie, to raczej, do licha, do nas (jak słusznie zauważył jeden z ojców w klasowej wymianie maili). Żadne emocjonalne szantaże w rodzaju "to inni będą płacili za was" w ogóle nie powinny mieć miejsca; wszelkie organy i instytucje powinny być serdecznie wdzięczne tym, którzy płacą, a braki w środkach przeznaczonych na swoją działalność - jeśli uważają ją za ważną, a mam nadzieję, że tak - powinny uzupełniać zupełnie inaczej. Jak?
W naszym przedszkolu, na przykład, organizowano: aukcje zrobionych przez dzieci ozdób i obrazków; loterie fantowe; pikniki rodzinne i co tam jeszcze. Zdumiewające było dla mnie zawsze, z jakimi pieniędzmi się tam ludzie rozstawali bez mrugnięcia okiem - dość powiedzieć, że za naszego pontyfikatu jak dotąd odmalowano przedszkole, kupiono nowe wyposażenie placu zabaw i nowe zabawki i jeszcze coś tam było dużego, ale już nie pamiętam. W szkole na zebraniu klasowym przedstawiali się poszczególni rodzice - a ja miałam w głowie wielki napis "POTENCJAŁ". Jestem pewna, że dałoby się coś mądrego wymyślić i spowodować, że ludzie byliby dumni, wspierając swoją szkołę. Jak na razie - ja się czuję dźgana w tyłek, a nie dumna, a w takich warunkach na pewno nie mam żadnej motywacji do działań.
Myślę, że w tej sprawie wypowiedzieliśmy się zresztą z mężem spójnie: on - zaczynając na ten temat dyskusję, a ja - ofiarując się z pomocą przy imprezce po ślubowaniu. Taka forma uspołecznienia albowiem całkowicie mi odpowiada. Konkret i dobrowolność.
Co mnie zastanawia, to to, dlaczego tym ludziom - naprawdę sympatycznym! Przysięgam, że zrobili na mnie niemal bez wyjątku bardzo dobre wrażenie!* - coś tak się z miejsca przestawia, jak się znajdą w organach władzy. Przecież ta Rada Rodziców to podobnież tacy rodzice jak ja, tak? Więc co nagle czyni ich Nimi, do których mam napisać podanie? Co jest? To znaczy zasadniczo to wiem - tak działa zbiorowość. Jak słusznie zauważył Pratchett, IQ tłumu wynosi tyle, ile IQ najgłupszej osoby podzielone przez liczbę osób. Ale na to nic nie poradzę.
Mogę upiec ciasteczka. Oraz namolnie pytać: "a czemu tak?" - jeśli oni nie chcą.
__________________________
*tylko jak jedna pani, wciąż, zaznaczam, bardzo sympatycznie, przedstawiła się jako prawdziwy wulkan energii, który się udziela absolutnie wszędzie i wszystkich zachęca, żeby też się udzielali i chętnie wciągnie, i zorganizuje, to z miejsca sobie trwożnie zanotowałam nazwisko, bo wiedziałam, że będą kłopoty. Nadmiernie udzielający się ludzie zwykle znajdują mnie przetargiem międzynarodowym na drodze postępu, a ja ich - wielką muchą na szarlotce mojego spokoju ducha, więc wolę się trzymać z daleka. Życzliwie, nie bez podziwu, z szacunkiem, ale z daleka.
słowa kluczowe:
konflikty,
nie,
pieniądze,
przystosowanie społeczne,
szkoła,
szpony edukacji
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
6 komentarzy:
Obawiam się, że do Pana Ochroniarza trafia mniej, niż to na co się składamy. ;(
A tak w ogóle to znalazłam Cię i bardzo się cieszę. :))
Również bardzo się cieszę :) Lubię, kiedy mnie znajdują mili ludzie!
Z tej notki najbliższy jest mi shuriken :-)
a na co idzie reszta z tych 30 zł? Ja płacę 50 zł na semestr, z czego opłacane są teatrzyki, imprezy z okazji dnia przedszkolaka, dziecka itp., prezent mikołajowy, bale andrzejkowy i karnawałowy, duża wycieczka poza miasto i czasami pomniejsze, i jakoś z roku na rok kasy zostaje, więc ta kwota budzi zdziwienie, jeśli nie idzie za tym informacja, na co właściwie są przeznaczane pieniądze z RR.
Zapisałam synka na lekcje gry na fortepianie. Przychodzi z "pracą domową". Gra na keybordzie Made in China. Najważniejsze, że na razie mu się chce.
Hehe, na shurikena też zwróciłam uwagę :)
Cóż - najwyraźniej Rada Rodziców ma większy rozmach... Z tego 9 złotych idzie na ochronę, resztę to się wydaje, to szaleńczo akumuluje :). Ale na ostatnim zebraniu dyrektor powiedział, żeby się nie martwić nadwyżkami, bo szkoła ma liczne potrzeby :P
Trzymam kciuki za lekcje - oby sprawiały jak najwięcej frajdy!
Prześlij komentarz