wtorek, 22 stycznia 2013

Przekora

Byłam w zasadzie wychowywana w szacunku dla ładu, przedsiębiorczości, pracy, prawa, religii i zasad - konserwatywne wychowanie krakowskiego domu. I nie zgłaszam jakichś szczególnych zastrzeżeń. Ale oczywiście nie ma tak, żeby coś było bez pęknięcia - całe szczęście, bo nie ma nic bardziej upiornego niż idealni ludzie i w ogóle wcielone ideały. A zasadniczym pęknięciem w budowli mojego charakteru jest przekora.
Nie wiem, czy to dlatego, że jestem z natury buntownicza (swoją drogą - to bardzo smutne, bo w dorosłym życiu, mimo poglądów anarchistycznych i kilku w sumie raczej drobnych spraw typu dokumenty jestem raczej konwencjonalna i ugodowa, co oznacza pegaza z urżniętymi lotkami, ale to już zupełnie inna sprawa). A może dlatego, że moi Rodzice, emanujący tym statecznym wdziękiem jak normalnie małżeństwo Arnolfinich, tak naprawdę od czasu do czasu też lubią sobie wierzgnąć anarchistycznie i mnie się to przesączyło w kształtowanie osobowości. A może to zupełnie po prostu jedyny dla mnie możliwy przejaw patriotyzmu - bo w końcu przekora jest superpolską cechą. A może to wszystko naraz. W każdym razie jestem przekorna.
Ma to wiele konsekwencji, ale w tej chwili myślę sobie, że najzabawniejszą z nich jest moje podejście do reklamy.
Otóż nienawidzę reklamy nienawiścią wielką i namiętną. Była, na przykład, w Krakowie, bardzo zabawna akcja - ktoś przyklejał po mieście marchewki z przymocowanym kompasem, co razem wyglądało zupełnie jak pakiet dynamitu z zegarowym zapalnikiem. I byłam oczarowana tym uroczym, absurdalnym pomysłem, dopóki mój Brat nie poinformował mnie, że akcja była poniekąd marketingowym chwytem, chociaż nie pamiętam już do czego i po co. Rety! Entuzjazm z miejsca spadł mi gdzieś na dno Rowu Mariańskiego.
Mam też tak, że się dość poważnie pilnuję, żeby NIE kupować tego, co jest najintensywniej reklamowane. Przynajmniej w danym momencie. Bo gdybym miała pilnować tego rygorystycznie w każdym czasie, musiałabym złamać kolejny swój nawyk - nieczytania i niezapamiętywania, czego ode mnie chcieli na plakatach czy innych tam. Wymaga to dyscypliny i/lub roztargnienia, ale jako osoba z natury roztargniona, a z konieczności całkiem zdyscyplinowana jakoś sobie daję radę.
W internecie robię co mogę - adblock, ghostery i w ogóle. Nawyk nieczytania linków od google też się da wyrobić - zapewniam.
Oczywiście, że to nie zawsze działa. Wirusowa natura reklamy, jej wszechobecność, wścibstwo, bezczelność i nietrzymanie się żadnych zasad z miejsca stawiają mnie na gorszej pozycji i obrona zawsze musi być niepełna.
I zdaję sobie sprawę, że to jest raczej śmieszne i być może gówniarskie, a na pewno to donkiszoteria kompletna. Ale myślę też, że wolno mi, i chciałabym zobaczyć kogoś, kto mi zabroni (Nb.)
Tak sobie myślę przy tym: co komu przeszkadza przekora? Dlaczego tak drażni? Przecież nikomu krzywdy nie robię, ani nikomu nie każę się zachowywać tak samo (czego o bardzo, bardzo wielu ludziach i instytucjach nie można powiedzieć). Przecież nie zmienię tym nawet tego świata. Nawet mojej ulicy nie zmienię. Najwyżej moją lodówkę. A zaznaczyć należy, że moja wiara w jednostkowe możliwości zmieniania świata w obecnej chwili praktycznie nie istnieje, więc robię to tylko i wyłącznie dla siebie. Po to, żeby mieć w głowie ten kawałek, w którym jednak potrafię powiedzieć NIE NIE i NIE.
Bo to jest pierwsze słowo, które nauczyłam się mówić i nadal uważam, że najważniejsze ze wszystkich, jakie w ogóle wymyśliła ludzka inteligencja. I prawo do odmowy udziału jest jedynym realnym prawem pojedynczego człowieka, tym, którego nigdy nie powinien się wyzbywać - oczywiście, będąc gotów na poniesienie konsekwencji.
W tym sensie przekora robi się nagle bardzo ideologiczna i wzniosła.
Zabawne.

Brak komentarzy: