Obawiam się, że ostatnio odczuwam głęboką (głębszą niż zazwyczaj) i niepowstrzymaną niechęć do psów. Miejskich psów, tych wyprowadzanych na skwery i zieleńce, a właściwie to właścicieli tych zwierząt. Niechęć moja objawia się ponurymi myślami na temat wystrzelania wszystkich psów w okolicy, wytrucia ich posiadaczy, a na pewno - uprzykrzenia im wszystkim życia. Przychodzi mi ta niechęć do głowy szczególnie wtedy, kiedy po raz n-ty w danym tygodniu lub nawet dniu szoruję małe sandałki i duże sandały z psich odchodów, pozostawionych radośnie w bujnej trawie, w piaskownicy, przy ławkach, sklepach i huśtawkach. Szlag mnie trafia! Co mówię, budzi się we mnie dziki, rozwścieczony potwór o rozjarzonych ślepiach, wyszczerzonych kłach i nikłych zasadach moralnych.
Można by w tym momencie mnie upomnieć, że trawniki należą do wszystkich, również psów, że moje dziecko na pewno też komuś w czymś przeszkadza i w ogóle. Ale ja niestety odpowiem na to, że psi odchód prawda, to niezupełnie to samo. Psie kupy to jest część etosu. Etosu śmiecenia gdzie popadnie. Bo chodzi mi o tę szczególną odmianę przeszkadzania, którą jest zaśmiecanie.
Należę do tych nielicznych ludzi, którym śmiecenie na ulicy nie mieści się w głowie i którzy rzuciwszy papierek na chodnik czują się jak degeneraci. I uważam, że to nie jest przesada. Wydaje mi się bowiem, że postępowanie z publiczną przestrzenią jest odzwierciedleniem ogólnego podejścia do innych ludzi i że zaśmiecanie jej jest dowodem na to, że inni nam zwisają i chcemy im wyraźnie okazać nasze lekceważenie: niech ich bachory żreją nasze niedopałki i rozmazują sobie na łapach kupy naszych psów, niech ich kwiatki zdychają pod naszymi obierkami wyrzucanymi przez okno, niech im śmierdzi naszymi workami na śmieci zostawianymi pod zsypem, niech im wiatr nawiewa nasze rozwleczone taśmy magnetofonowe na krzaki, niech im nasze papierochy zasypią pranie, niech sobie wbiją szkło i pocałują nas gdzieś...
Co gorsza, nie da się z tym walczyć: zwracanie uwagi chamowi może spowodować wyłącznie agresję, bo niby co innego. Strażnik miejski albo policjant wybuchnie dzikim śmiechem: co mu z tego, że nawet i w jakimś skrajnym przypadku zatrzyma, skoro szkodliwość czynu nijaka i nikt tego poważnie nie weźmie... Myślę tak sobie i myślę, i chyba to sprawdzę w jakichś statystykach, ale wydaje mi się, że w czystych okolicach przestępczość jest chyba mniejsza. Jak na razie, najbardziej konstruktywne pomysły, jakie mi przychodzą do głowy, to wygarniać z pepeszy do psów i ich właścicieli, pozostawione wory ze śmieciami odnosić ludziom pod drzwi, na ulewę obierek z piętra wyżej rzucać w okna petardy, a na każdego peta w mojej skrzynce z kwiatkami odpowiadać paleniem mokrych śmieci tak, żeby dym szedł do góry - i tym podobne akty zemsty, które, obawiam się, nie mają sensu ani klasy.
A tymczasem śmierdzi, gnije, szeleści, spada, a ja mam przed sobą wesołe zadanie wytłumaczenia dziecku, że świat jest piękny.
10 komentarzy:
Zaglądam tu już od jakiegos czasu, i napis "Czytelników 0" zaczyna mnie denerwować. Bo czytam, zazwyczaj nie komentuje, ale bardzo mi się twoje pisanie i twoje spojrzenie na świat.
Pozdrawiam serdecznie,
Aw.
"(...) ale bardzo mi się twoje pisanie i twoje spojrzenie na świat podoba . Jeszcze raz pozdrawiam.
Nie, żebym miała jakiś problem z tym "0 czytelników" - nie ogłaszam się z tym blogiem specjalnie, a większość notek jest w stadium nieopublikowanym, nigdy też nie próbowałam być ani popularna, ani opiniotwórcza, ale bardzo dziękuję za wpis i życzliwość :)
Kilka lat temu, przy "moim" pierwszym dziecku (jak to brzmi... ;)) wygłosiłam niemal kropka w kropkę podobny monolog (ale już nie pamiętam, komu wygłaszałam).
Kupy psują każdy spacer. Teraz jestem już przywyczajona i po prostu wypuszczam małego tylko na alejkach oraz ogrodzonych placach zabaw. Zastanawiam się tylko, jak dziecko ma się normalnie rozwijać, gdy co krok słyszy "uważaj! tam nie idź! stop!" itp., podczas gdy powinno móc hasać sobie swobodnie i gdzie chce...
nie oglaszasz sie z blogiem, ale ci co chca i wiedza jak szukac - znajda :)
ten anonymous to bylam ja :)
Chuda, nie ogłaszam się jakoś specjalnie, bo jestem okropnie nieogłaszalska :) Ale rzeczywiście, "kto pomyśli, może zgadnie" :)
Ech, pamietam: pospieszne powroty do domu, bo slodka mala dziewczynka, puszczona w upalny dzien do osiedlowej piaskownicy, wychodzila z niej z pietami oklejonymi wstretna, cuchnaca mazia. Sama mialam psa. Duzego. Na spacerze z nim, kiedy zwrocilam uwage wlascicielce jamniczka na smyczy, WYSADZANEGO przez swoja elegancka pancie do piaskownicy, uslyszalam zdziwione: "A co?! Pani tego nie robi?!" Potem sie wyprowadzilismy do domu, ktory ma sliczny plac zabaw i trawe - ogrodzony i strzezony... A na starym naszym osiedlu ogrodzono i wyczyszczono piaskownice, zeby psy i koty zostawaly za ogrodzeniem (jak w Niemczech). Ale pamietam te furie, ktora dzis Ciebie dusi ;))
A moze bysmy - wzorem Raczkowskiego - zrobily duzo choragiewek z papieru na wykalaczkach, wziely je w kieszenie i powtykaly na spacerze te male, bialoczerwone, w psie kupy?... Moze skonczyloby sie brudzenie jako polska specjalnosc...
To byloby bardzo w stylu Pomaranczowej Aletrnatywy :)))
wysadzanie psa do piaskownicy chyba można zgłosić, zwierzęce odchody mogą spowodować u dzieci pewną niebezpieczną chorobę, rzadką co prawda, ale jednak. Zwłaszcza gdy nieświadome dziecię brudnymi od piasku łapkami zacznie coś jeść (dla mnie matrix, jada się w domu, na podwórku można się bawić i ewentualnie pić), ewentualnie brudne łapki i bez żywności do buzi włoży, co u dzieci nie jest odruchem zbyt rzadkim.
Panterko: na znanych mi dotąd osiedla zgłoszenie ludzi, którzy zostawiają psie odchody, w zasadzie oznaczałoby zgłoszenie na wszystkich właścicieli psów. Jak dotąd - a patrzę uważnie - na osiedlu, skąd się wyprowadziłam, nie spotkałam ani jednej takiej osoby, a na osiedlu moich Rodziców - dwie, starszego pana i młodą dziewczynę. Stąd moje tłumione wciąż jeszcze odruchy, żeby wygarniać z kałasznikowa po prostu do wszystkich, którzy mają psy... Ale wobec tego co by mi zostało na tych, co wyprowadzają psy już wpost do piaskownicy? Albo tych, co stojąc przy piaskownicy i czekając, aż się pies do środka załatwi, wypalają jeszcze papierosa i wrzucają niedopałek do piasku?...
Prześlij komentarz