Siedzę sobie koło łóżka, na którym uśpiłam i ułożyłam pokotem synków. Sama sobie siedzę. Mąż jeszcze w pracy (przynajmniej tak mówi, a ja mu wierzę zasadniczo). Coś stuka w kaloryferze, lampki na choince się palą, i pachnie umytą podłogą...
Smutno mi chyba.
Najśmieszniejsze jest, oczywiście, to, że ogólnie rzecz biorąc jestem szczęśliwa jak mało kto. Wszystko mi się układa, wszystko jest jak trzeba... A odzywa się w człowieku czasem takie małe, idiotyczne "I to już wszystko?..."
Odkładam książkę i mam wrażenie, jakbym zapadała w sen. Odkładam ołówek, i realny świat wydaje mi się mniej realny, niż moje rysunki. Te chwile przed zaśnięciem, kiedy marzenie przechodzi w sen, usiłuję przeciągać i przedłużać.
Piszę, kiedy tylko mogę.
Z dnia na dzień więcej we mnie kompetentnej mamy i pani domu, a mniej - mniej Olgi jakby.
Olga nie ma ciała - ma narządy zmysłów, ma ręce, bo rękami się pisze i rysuje, i przewraca kartki. Ma okulary. Poza tym jest cała jak FPP w grach: jest tym, co spostrzega i tym, co zapamiętała. Słyszy muzykę, kiedy tylko zechce. Zamyślenie jest jej naturalnym stanem.
Jest ściśniętym gardłem, jest zamkniętymi oczami, jest głęboko branym oddechem.
Jej wygląd, jej zachowanie, to tylko - jakie to typowe - narośle, kłącza, warstwa brudu i ochronne farby w porównaniu z tym, co sobie jest pod spodem, co jest naprawdę.
Dawno się nie widziałyśmy.
Tęsknię.
3 komentarze:
Zajęć i myśli przybyło tej samej osobie, dziewczyno!
godz. 22, a mojego zięcia nie ma w domu?!
Ach, bo teraz jest Was dwie.
Ale kiedys znow sie zlejecie w jedno - jak kulki rteci...
jak terminator w któejś kolejnej części :), co anonimowy ??
Prześlij komentarz