czwartek, 6 marca 2008

O mało co, a bym zdążyła...

Ale mi się omsknęło o pół godziny. Nic to. Podobno 5 marca to Dzień Teściowej - a ja zachodzę w głowę, kto coś takiego wymyślił?
Moim zdaniem, jeśli się teściową lubi, to się ją, jako mamę swojego współmałżonka, razem z nim wystarczająco uczci w Dzień Matki. Nie dlatego, żeby się koniecznie czuło jej córką/synem, ale dlatego, że ostatecznie punktem wyjścia dla teściowatości jest bycie czyjąś matką. No i chyba się w tym wszystko jakoś zgrabnie mieści. Bo niech mnie ktoś przekona, że kochanej teściowej będziemy zarzucać, że jest odrażającą matką i vice versa :)
A jeśli teściowa jest nam cellulitem na gładkim udzie naszego życia rodzinnego, to specjalny dzień do czczenia jest w ogóle jakąś drwiną, a wszak drwin ani innych zaognień lepiej w takiej sytuacji nie aplikować.

Niemniej jednak pozwolę sobie na złożenie stosownych wyrazów mojej Mamie, bo jako Teściowa występuje Ona w blogosferze i pod tym literackim kątem się Jej należy, a poza tym ma zatkane ucho i jest chora, i mam nadzieję, że mimo to szybko przeczyta tego nowego Pratchetta, to się zamienię na dwa Akuniny i Pamuka, którego obecnie czytam, a zakładam, że nie zdążyła przeczytać, zanim mi go Tata podarował :)
Nota bene, czytajcie Pamuka, dziewczęta; na razie pochłonęłam "Nazywam się Czerwień" i do grona Uwielbianych Bohaterów Literackich dołączył mi właśnie jeszcze jeden. Ach.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Oj, podkręciłaś mię.
Taka kartka: Z okazji bycia odrażającą matką oraz Dnia Teściowej - ukłony.
Hihi.
Mam pewną byłą teściową na stanie. Straciłam okazję?

samprasarana pisze...

też czytałam "Nazywam się Czerwień". nie wiem, czy wypada banalnie napisać, że to było fascynujące czytanie, ale było :).

Anonimowy pisze...

Przyłaczam sie do życzen dla Twojej Mamy :)