wtorek, 3 czerwca 2008

Co ty tam robisz tak długo?...

Jak wiadomo, są dwa gatunki ludzi, na których się klnie pod drzwiami ubikacji: mężczyźni i czytelnicy. Nie, żebym miała coś przeciwko nim w ogóle. Wielu najbliższych mi ludzi jest mężczyznami. Albo czytelnikami. Albo...
W każdym razie nie wiem, co mnie podkusiło, żeby - mając już w osobie mojego męża w domu mężczyznę - podkręcać go jeszcze jako czytelnika. Następnie urodzić mu dwóch synów, więc dwa potencjalne zagrożenia. I od urodzenia zachęcać ich do czytania.
No bo tak.
Późny wieczór to rytualna pora, kiedy mój mąż bierze gazetę, laptopa, rachunki, komórkę i oddala się z godnością. Wszystko to jest zrozumiałe i wybaczalne. Ale pewnego razu przebrała się miarka: długo, bardzo długo słuchałam stłumionych wybuchów śmiechu i parskania z łazienki, szukając jednocześnie po pootwieranych pudłach z książkami i stosach, aż w końcu dotarło do mnie, że ktoś, nie powiem kto, porwał moją "Fioletową krowę" i ją studiuje tam, gdzie mu nie mogę wydrzeć.
Albo dzisiaj.
Karol usadowił się wygodnie na toalecie, rozejrzał jakby niespokojnie, po czym zażądał:
- Daj no mi gazetkę, mamo, tę, w której jest nasze zdjęcie.
Bo z okazji relacji z gry miejskiej zorganizowanej w niedzielę przez Groteskę i GazWyb w krakowskim dodatku tej ostatniej opublikowano naszą fotkę.
- Nie mogę Ci dać gazety - mówię - bo tu z Kubą wyładowujemy pranie; nie mogę go spuścić z oka na razie.
- No to chociaż mi daj instjukcję napjawy naszego pieca - jęknął Karol.
Ha!
Jeśli zacznie czytać pod prysznicem, to zacznę mówić, że to już zupełnie moja krew.

____________________________________________________
A jak młodzi mi kiedyś znowu zasną tak przyjemnie, jak w tej chwili, we dwóch na całe pół godziny, to napiszę jeszcze o Ludziach, Którzy Czytają Za Dużo, czyli właściwie ciąg dalszy :D

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Z reguły nie pouczam, nie strofuje i nie robię wygaworow.
Ale teraz musze.

Ja tez od dziecka „tam” czytywałam, tez wydawało mi się to naturalne i niegroźne… Też nauczyli mnie tego rodzice. Z braku książki lub gazety, czytywałam składy kosmetyków i różne walające się instrukcje obsługi. W dzieciństwie również wyszukiwałam na papierze literki (kto przeżył PRL, ten wie, o co chodzi). Śmiałam się zawsze z tych, którzy z niesmakiem bądź zdziwieniem patrzyli na takowy proceder.

Już się nie śmieję. Jakiś czas temu po przeczytaniu kolejnego rozdziału nowej książki, spuściłam wodę. Nie oglądam zwykle tego, co wraz z wodą spływa. Tym razem jednak zastanowił mnie ciemnoczerwony kolor spłukiwanej substancji. Dolegliwość okazała się straszna – bolesna, nawracająca, utrudniająca funkcjonowanie.. I nie mogłam się jej pozbyć w żaden sposób – nawet jak już wylądowałam u lekarza, (krwotoki groziły anemią, a ból stawał się nie do zniesienia).

Miesiąc temu przeszłam operację (!) usunięcia szczeliny odbytu. Dramatycznie bolesne, trudne, krępujące, drogie ma dodatek.
Z wrodzonej delikatności nie wdam się w szczegóły. 15-20% takich operacji kończy się nieszczelnością – wyciekami, brakiem kontroli gazów.
Przyczyn powstania szczeliny zwykle jest wiele.

Zwykle też przeważa jedna: czytanie w miejscu do tego nie przeznaczonym…

Anonimowy pisze...

Dzięki Twoim migawkom ze scen z życia smoków ( i książek;), moja zjeżona poranność kładzie uszy po sobie:)Po lekturze, nawrócona, nie kopię łaszących się do stóp stosików książek, bo znowu kocham cię, życie i to bardzo brzydko robić krzywdę książkom, drzewom i zwierzątkom:))
Najmilszego dnia:)

Anonimowy pisze...

Karol po wujku ma tę skłonność do czytania instrukcji...

Anonimowy pisze...

..biedny anonimowy...
trzeba jednak zagustowac w krótkich formach literackich w toalecie.

Anonimowy pisze...

Fraszka z wyraźną puentą.
Dla podkreślenia udanego pobytu.

Anonimowy pisze...

Ja też czytam pod prysznicem:)