poniedziałek, 23 marca 2009

Konfuzję w refleksję

Dostałam kiedyś napastliwy i obelżywy list od pewnej kobiety, na stałe przyfastrygowanej do mojego życia. Nie mogę go zapomnieć, choć w zasadzie się nawet nie gniewam, bo po co, na kogo. I często w myślach odpowiadam sobie na ten jej list, mimo, że za nic nie odpisałabym na coś takiego w rzeczywistości. Czasami odpowiadam chłodno, czasami zimno, a czasami się z żarem tłumaczę - rozmaicie to bywa.
Ale oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie umiała z tym postąpić w sposób twórczy.
Bo zdolność do twórczego, jeśli nawet ociupinkę pozajączkowanego, myślenia to chyba jedyna zaleta, którą się wręcz szczycę, no.
Mianowicie pomyślałam, że to właściwie rzadkość - pisać do kogoś tak szczerze: to co, że nieżyczliwie i poniżej pasa.
I zaczęłam układać sobie w myślach listy. Listy do ludzi, do których naprawdę nigdy czegoś takiego nie powiem. Których nigdy o to nie zapytam. Którym się nigdy nie przyznam, że.
Oczywiście - yyy - nie na tym poziomie, co wyjściowa korespondencja.
Bardzo dużo we mnie rozterek i zahamowań, jeśli idzie o kontakty międzyludzkie (i czasem to wcale nie jest źle, a kiedy indziej wprost fatalnie). Tymi niewysłanymi, nienapisanymi listami jakoś je tak... zaszpachlowuję. Przy okazji przyglądam się sobie te listy wymyślającej, i chichoczę sobie w stosy prania, w ścierkę i w kaszkę.
Myślę sobie, że ona, gdyby umiała, również by coś o sobie zobaczyła; gdyby zechciała ujrzeć swój list jako lustro, nie obraz.
Myślę sobie, że nie umiem zdecydować, czy lepiej, czy gorzej by było, gdybym umiała kiedyś to wszystko powiedzieć Adresatom.
Myślę sobie, że bliskość przejawia się na tyle dziwacznych sposobów.

Rany. Takie jamochłony naprawdę mają pod pewnymi względami o wiele lepiej.

P.S. To znaczy nie, żeby Tamta Autorka niby właśnie została przeze mnie zwyzywana od jamochłonów, tylko te tam autentyczne jamochłony, jako istoty najprawdopodobniej z założenia niezbyt skoncentrowane na stosunkach międzyludzkich, mają lepiej. I w ogóle wychodzi znowu na to, że jestem nieprecyzyjna, bo z komentarzy wychodzi, że napisałam notkę o tym, że mnie dręczy głupi list, a miała być o tym, jaka jestem twórcza :)

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Oczywiscie,ze jamochlony maja lepiej. A Ty nie badz taka grzeczna. A na ten list czemu nie odpowiedzialas lodowato: list Pani otrzymalam, zwazywszy jego poziom etc, czuje sie zwolniona od udzielenia wszelkiej odpowiedzi ??? Od razu by ci sie lepiej zrobilo. I mialabys sprawe zalatwiona. A tak to masz ja niezalatwiona.

A jezeli Ci sie wydaje, ze ta kobieta na stale przyfastrygowana do Twojego zycia Twoje wyniosle milczenie zrozumiala wlasnie tak: jako Wyniosle Milczenie Pelne Slusznego Potepienia, to obawiam sie, Olgo, ze sie mylisz.

Ona sobie pomyslala: ale jej napisalam, az jej w piety poszlo!

Pozdrawiam Cie milo - Topolowka

Anonimowy pisze...

wiesz
muszę sie zgodzic z Topolówką. Chociaż z drugiej strony po co paprac sie w dziadostwie i odpisywa na jamochłońskie wynurzenia skoro milczenie jest złotem ...
a niestety fastryga czasem dobrze się trzyma więc po co ??
niby nie załatwiona ta sprawa ale jakby jednak trochę tak

buziaczki

y. pisze...

jakaś taka jest w nas chęć do posiadania (tak, nie wypowiedzenia, ale właśnie posiadania) ostatniego zdania. bez tego czujemy, ze sprawa jest niezamknięta, a my - ciągle koło niej krążące.
a wydaje mi się, ze można puścić w niepamięć, a nie gryźć i przeżuwać raz za razem. z odrobiną dystansu.
ale to może mój autorski sposób.
bajdełej. tak jak Ty miałam w zamierzchłej przeszłości, parę lat wcześniej i kilka doświadczeń mniej.
teraz bardziej mi to i owo zwisa, a szczególnie opinia innego/innej o mnie. z reguły twierdzę, że ona/ona mnie nie zna. bo zna mnie - może dwie osoby, a może jedna, ja sama.
a może nawet nie ja.
:)

Anonimowy pisze...

A ja w takich przypadkach oświadczam sobie, że nie każdy jest w stanie mnie obrazić. Niektórzy musieliby sobie najpierw zasłużyć, żeby móc mnie na prawdę obrazić.
I tak się dziwnie składa, że ci, co by juz mogli (bo zasłużeni), to jakoś nie obrażają....
Pozdrawiam
Ciocia

Anonimowy pisze...

Chyba podrzucę ci tutaj myśl Victora Frankla. Tylko najpierw muszę dostać się do źródła, które to źródło zostawiłam w domu.

Ula

P.S. A może ta myśl tu nie pasuje...

epilia pisze...

Spoglądam na siebie tę dawną i wręcz widzę kłódkę na ustach. O wielu rzeczach nie można było rozmawiać, przyznawać się etc.
I między innymi z tego względu również bym napisała takie listy pełne prawdy o mnie - gdyż jest to prawda o mnie, o tym co myślę o drugiej osobie. Potem zapewne bym je spaliła, ale chyba... poczułabym się lepiej.
A że ejsteś twórcza, to widać chociażby po tym blogu :-)