środa, 6 grudnia 2006

Którędyś jednakże wszedł...

Och.
Wydawało mi się, że jestem już taka duża i że tak beznadziejnie nieodwołalnie przeszłam na stronę dorosłą, i że tak mi już wcale nie przysługują różne sprawy beztroskiego dzieciństwa... No i siedziałam sobie przy komputerze, pozornie zagłębiona w ekranie, kiedy usłyszałam z zamkniętego pokoju Rodziców szelest, który mógł oznaczać tylko jedno - pakowanie prezentów "od świętego Mikołaja". Pomyślałam sobie, że mój brat całkiem się nieźle wywinął po tej wywiadówce, na którą Ojciec dzisiaj poszedł osobiście, a tu naraz zarejestrowałam za plecami tegoż Ojca, przemykającego do pokoju, który Rodzicom zajmujemy z Karolem. A potem - znaczący szelest torebeczek (jak się później okazało - trzech) kładzionych jak najciszej w nogach naszego łóżka (nie, jak kiedyś, pod poduszką, żeby nie obudzić Karolla).
Całkiem się w tym momencie rozrzewniłam, jakkolwiek oczywiście nie zepsułam niczego i nie nakryłam Ojca wznosząc jakiś prewencyjny okrzyk... Och, i siedzę sobie teraz i piszę tę notkę, i podjadam moją ukochaną czekoladę, a Brat szeleści sreberkiem u siebie w pokoju i okropnie dotkliwie wiem, że nie podziękowałam świętym Mikołajom tak, jak powinnam i tak, jak czuję.
W ogóle się tego nie spodziewałam, naprawdę, do tego stopnia, że nawet niczego nie przygotowałam w zamian, jak miałam w zwyczaju jeszcze tu mieszkając. I jest mi głupio, ale przede wszystkim jestem nieziemsko wdzięczna i irracjonalnie szczęśliwa, i poruszona, bo to jest tak, jakby ktoś mi wręczył, opakowany w szeleszczący papier - kawałek mojego najcudowniejszego w świecie dzieciństwa.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Od niedzieli do wczoraj byla u nas moja mama i po jej wyjezdzie odkrylam wieczorem ulozone pod naszymi poduszkami trzy paczuszki. Rozrzewnilam sie strasznie i lyso mi sie zrobilo przy okazji, bo nic nie wsunelam jej do torebki przed wyjazdem, A dzis rozmawialam z moimi ciotkami i okazalo sie, ze mama zlozyla im wizyte towarzyska, po ktorej odkryly pod poduszkami podarki od Mikolaja. Jakie to cudowne, ze naszym rodzicom ciagle chce sie w to bawic, prawda? :)

Anonimowy pisze...

o, rodzice są od tego, to przywilej, to rozdawnictwo, i nie pozwolą sobie go odebrać.

Anonimowy pisze...

Co roku mówię, że już nie, że już nie chcę, że jestem za stara, a mama co roku i tak bawi się w Mikołaja. I chyba oszukujemy się, jeśli mówimy, że już tego nie chcemy :)

Anonimowy pisze...

Ja wierze w Mikolaja, nie wiem, jak tam Wy. Dlatego do mnie wciaz przychodzi. I zamierzam robic wszystko, zeby moje dziecko tez wierzylo w niego jak najdluzej ;)

Anonimowy pisze...

bo póki ma się rodziców, jest się dzieckiem... :)