poniedziałek, 8 stycznia 2007

Bierz co chcesz, powiedział pan Bóg

... i zapłać za to. Bardzo mądre przysłowie (hiszpańskie?). Budzi we mnie nieustanną refleksję nad, prawda, własnym życiem. Niepokoi mnie do głębi fakt, że ja właściwie mam dokładnie wszystko, czego by można chcieć: wspaniałe dzieciństwo na koncie, kochających Rodziców i Rodzeństwo udane, świetnego, dobrego Męża, zdrowego i zachwycającego Synka, sympatyczną pracę, pasje, talencik jakiś na boku, jak to kobiecie przystoi. No, może piękna nie jestem :) Ale powiedzmy sobie szczerze, że wbrew temu, co sugerują ogólnie pojęte media (oj, nie czuję ja z mediami pokrewieństwa dusz) - nie jest to dobro podstawowe.
Wracając jednak do tematu - zastanawiam się głęboko, jak - czym - kiedy będę musiała za to wszystko zapłacić. Podejrzewam, że egzystencjalne męki nastoletnie się nie liczą jako poważna życiowa niedogodność. Poczucie niepogodzenia ze światem i nieprzystawania doń nawiedza chyba każdego średnio wrażliwego człowieka, więc chyba też odpada. Haniebnie opłacaną robotę ma zapewne 80% ludzkości, z czego większość pewnie nie ma jej nawet przyjemnej, jak to jest w moim przypadku. Ponadto podejrzewam, że Najwyższy nie liczy sobie w złotówkach.
No to co też mnie czeka? Czy mam to wszystko po trochu stracić? Czy zapłacę zdrowiem, czy samotnością?
A może to jest tak, że płacę codziennie po trochu, nawet tego nie zauważając? Byłoby to dość sympatyczne, tak sympatyczne, że - znając Boskie upodobanie do prób charakteru i zabaw a la Hiob - mało prawdopodobne.
A może, może płacę po prostu rezygnacją z wszystkich nie wybranych dróg - tym, że nie zobaczę, dokąd prowadziły - że nigdy nie dowiem się, co by było, gdybym nimi właśnie poszła.

13 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Prawdziwie, nieszczescie platne w dawce homeopatycznej ;) Chcialabym miec tak rozlozony kredyt.

Anonimowy pisze...

a może "każdy ma to, na co zasługuje"?

S. pisze...

re Agnieszka: Oj, zdecydowanie nie. Czym sobie zasłużyły, na przykład, dzieci umierające z głodu? Obawiam się, że to by było zbyt wygodne.

S. pisze...

Znaczy nie umieranie dzieci wygodne, tylko takie rozwiązanie, oczywiście.

Anonimowy pisze...

to prawda, zupełnie niczym...

Anonimowy pisze...

Ja akurat przechodzę okres fatalistyczny i nie przemawiają do mnie żadne teorie "grzechu i kary", "karmy", "zapłaty i zasługi". Wszystko to przypadek, przypadek. A co ma być, to będzie ;)

Anonimowy pisze...

A dla mnie nie przypadek, tylko ciag logicznych zaszlosci, siegajacych korzeniami liczne pokolenia wstecz. Genetyczna choroba dziecka to nie kara boska, tylko mutacja genu w wyniku, na przyklad, syfilisu przodka z okresu wojen napoleonskich. Potworna nedza - pozna konsekwencja wielodzietnosci rodzin, dzielenia lichego dobytku pomiedzy wielu, trwajacego pokoleniami, itd, itp. Pan Bog patrzy na to ze smutkiem, jak sie jego ukochane dzieci nierozsadnie bawia, ale dal im wolna wole; robia, co chca.
To co Ty, Selene, masz, jest wynikiem tego, jaka jestes, co z soba zrobilas, ale tez tego, co wynioslas z domu, i co Ci rodzice dali w kapitale genetycznym - wielopokoleniowy posag porzadnej rodziny... Warte cenienia wysoko, i kruche, bo fakt, moze prysnac jak banka mydlana. Ale to nie znaczy, ze "zaplacisz", "za kare". Po prostu, zycie jest strumieniem zmian. Dlatego carpe diem! Pasuje Ci ta teoria?

Anonimowy pisze...

Ja oczywiście pisałam z przymrużeniem oka ;)

Anonimowy pisze...

Ze niby "nic nie moze przeciez wiecznie trwac, co zeslac Los trzeba bedzie stracic (...) za milosc tez przyjdzie kiedys nam zaplacic"? A moze jestes urodzona szczesciara, jako i piszaca te slowa, i to, o czym inni marza pzrez cale zycie, my PO PROSTU dostalysmy za darmo, ot tak po prostu? Zawsze bylam straszna farciara i kiedy kolejny raz cos mi sie udawalo, zastanawialam sie, kiedy wyczerpie ten limit pozytywnych zbiegow okolicznosci i roznych szczesliwych przypadkow. Ale caly czas dobra passa trwa i zaczynam wierzyc, ze tak po prostu bedzie. Owszem, niesmialo przywoluje sie do porzadku, ze niby dlaczego i za co maja mi sie dostawac od zycia same smakowite kaski, ze taq lyzka dziegciu zawsze jest w kazdej beczce miodu, ale jak Los daje - to ja biore i nie szukam tego dziegciu zbyt intensywnie, delikatnie spijajac miod z wierzchu :)

Anonimowy pisze...

Zastanawiam sią nad tym ciągle i nieustannie, jak by to powiedziały media, z którymi nie masz pokrewieństwa dusz. W okresach dobrego stanu ducha myślę sobie, że teoria o konieczności spłacania jakichkolwiek egzystencjonalnych długów jest wypaczona. Bóg, mam taką nadzieję, jest dobrze wychowany, a tacy nie oczekują zapłaty za prezenty. W okresach fatalistycznych, jak to ktoś już przede mną dźwięcznie i trafnie nazwał, myślę, że chyba coś jest w tych nie wybranych drogach... coś z zapłaty. Serdecznie pozdrawiam --Kura z dwoma kurczakami

S. pisze...

Jak mi się spodobała koncepcja dobrze wychowanego Boga! Natychmiast mnie, oczywiście, opadła refleksja, kto Go wychowywał :)
Ale pomijając te ryzykowne pytania - bardzo fajna myśl.
Pozdrawiam również serdecznie.

Anonimowy pisze...

Olgo, moja Babcia, kobieta wielkiego wdzieku, madrosci, dobroci i energii, mowila: nie depcz smutkom po pietach, bo sie moga odwrocic.
I Ty tez nie depcz i nie zagladaj losowi pod podszewke.

Anonimowy pisze...

Mądra z Ciebie Kobieta.
płacimy cały czas, nawet nie jesteśmy wszystkiego świadomi. a co do komentarzy to przedstawię swój punkt widzenia: swoje trzeba wywalczyć. życie to ciągła walka a największa- ta z samym sobą. i nie ma przypadków, jest tylko błąd w ocenie sytuacji.