piątek, 19 stycznia 2007

My, Wy, Oni

Na forum, na którym się udzielam, mieliśmy kiedyś knajpę - takie miejsce wirtualnych pogaduszek. Po jakimś czasie rozmaite problemy ponabrzmiewały okropnie i wreszcie doszło do gigantycznej zadymy, w wyniku której część osób - w tym i ja, choć w pierwszej chwili trochę zgłupiałam, kiedy mnie dość autorytatywnie zaliczono do awangardy - opuściła forum i po niedługim, lecz konstruktywnym naradzaniu się założyła swoje miejsce. Emocje chodziły strasznie, bo wszyscy byliśmy przywiązani do tej knajpy. Ale po roku stwierdzam, że to było dobre rozwiązanie. Zwłaszcza, kiedy obecnie wybuchły niesnaski z powodu różnych niedokończonych spraw między "stronnictwami".
Brzmi niepoważnie, bo to tylko internet, ale w istocie rzecz jest tak samo denerwująca, jak wszelkie zerwania w realu.
Ale to nie o to chodzi. Chodzi mi o to, że przeczytałam na blogu pewnej, zaangażowanej w sprawę, osoby, że powinniśmy w takich sytuacjach widzieć nie "naszych"i "tamtych", ale poszczególnych ludzi i w ogóle umieć zobaczyć pojedynczego człowieka w trudnej sytuacji; przyznałam jej rację, bo to w końcu właściwie jest racja - ale potem zaczęłam się zastanawiać.
Uświadomiłam sobie, że owszem, jest sporo ludzi, którzy wybrali inne miejsce niż ja i będzie mi ich towarzystwa brakowało, i uogólnienia wszelkie ich krzywdzą.
Ale jednocześnie bardzo wyraźnie wiem, czyja maniera, czyja arogancja, czyje niesmaczne patetyczności, czyje obraźliwe słowa i różne takie sprawiają, że odczuwam ulgę wchodząc bezpiecznie na forum, gdzie ich nie spotkam. I nie wymieniając ich po kolei, uogólniając, mówiąc o powszechnikach a nie konkretach - poniekąd ich chronię przed swoimi, subiektywnymi przecież, odczuciami.
Bardzo obosieczne to uogólnianie.
Dobrze sobie zapamiętałam zdanie, jakim nas na starym forum żegnano: że wszelkie problemy zabieramy ze sobą. Odczuwam triumf, ale dość gorzki triumf, bo nic takiego się nie stało - nowe forum nie widziało jeszcze żadnej karczemnej awantury pełnej personalnych przytyków. Z drugiej jednak strony, wszystko wskazuje na to, że kto wtedy zupełnie nic nie rozumiał (albo co gorsza - działał cynicznie) - nadal nic nie rozumie i zapewne nie zrozumie.
Wcale to nie jest śmieszne.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Przeszłam coś bardzo podobnego. Po wielkiej, wielkiej kłótni z zarzutami skierowanymi personalnie i indywidualnie wyliczonymi, moje ukochane forum o magii przestało dla mnie istnieć. Dwa lata mojego udzielania się na nim nagle trafił szlag. Nie dogadalibyśmy się już nigdy, pozmienialiśmy się w ciągu tych lat stagnacji poforumowej, a przecież wspomina się z łezką w oku naszą niezwykłą solidarność i śmieszne opowiadania, które się pisało. Z tamtego okresu pozostały mi dwie cudowne, ukochane przyjaciółki będące gdzieś tam, hen, w Polsce dalekiej. Dwie. Z całego stada. Czasami wchodzę na stornę forum tylko po to, by przekonać się, że umiera powoli śmiercią naturalną.

Anonimowy pisze...

Kłania się Arthur Weasley.

Z tym, co napisała "pewna osoba", czyli imiennie Lucy Pym, o tutaj: http://aniolak.blog.onet.pl/2,ID166356084,index.html,
zgadzam się w zupełności.
Od dłuższego czasu widzę rysowanie i podkreślanie granic - nie tylko między ludźmi, którzy coś do siebie mają, ale i między zbiorowościami. Kotła i Gumochłona, nazwijmy to po imieniu. I dzieje się to ze strony Gumochłona, nie Kotła. O ile granica dobrze, że powstała, o tyle stawianie na niej murów uważam za działanie zbędne, szkodliwe i po prostu głupie.
Nie chcę być gołosłowny, więc przypomnę dla przykładu, jak Godryk się odcinał od kotłowisk, jak nazwał wybór forum do zaproszenia na spotkanie "prawie deklaracją polityczną", jak Irytek pisał na Kotle "Oni nas tu nie chcą (...) nas, czyli ekipy z Gumochłona". Twoja pochwała "my-oni" też się w to wpisuje.
Aby nie być posądzonym o wyrywanie z kontekstu, podaję linki (nie żebym namawiał do lektury):
http://twoj.net/index.php?showtopic=14112&st=1240&p=710725&#entry710725
http://twoj.net/index.php?showtopic=18150&view=findpost&p=872829
http://twoj.net/index.php?showtopic=21010&view=findpost&p=965493, rozwinięcie
http://twoj.net/index.php?showtopic=21010&view=findpost&p=965943
Bije to oczywiście w ludzi, którzy się stronami konfliktu nie czują, mają znajomych i tu, i tu. Takie teksty, jak wymieniłem, zawierają w podtekście pytanie "a ty jesteś od nas czy od nich?"
Na tym polega logika wojny: nieważne, co mam do niego, ważne, co mam(y) do nich.
I nie czarujmy się, że przed czymś chronisz nie wymienione imiennie osoby. Chronisz siebie przed koniecznością odpowiadania na niewygodne pytania.
Bo gdybyś napisała, że zacznę od początku alfabetu, "Adam Widur, Ariel, Arthur Weasley, Bzik... (niepotrzebne skreślić) przejawia arogancję, niesmaczną patetyczność, obraźliwe słowa (niepotrzebne skreślić), ktoś mógłby zapytać: a tak konkretnie to o co Ci chodzi?
Gdybyś, jak to uczynił na swoim blogu pod moim adresem Irytek, napisała: to, co robi (nick), a mianowicie (stan faktyczny), uważam za (ocena), ktoś mógłby zakwestionować opisany stan faktyczny lub na przykład nie podzielić Twojej oceny.
Tak zaś nic z tego nie ma. Jest tylko ogólny komunikat, że Kocioł jest be.
To już trzeci blog osoby z Gumochłona i piąta osoba żaląca się na blogu na ludzi z Kotła lub na mnie osobiście. Na Trójjedynego, ja też mam parę osób, z którymi nie mam ochoty się spotykać, ale po prostu ich unikam i nie latam z tym po cyberprzestrzeni. I, o ile wiem, nikt z Kotłowego towarzystwa nie lata.

A.W.

S. pisze...

Arthurze,
na Kocioł zaglądam okazjonalnie (np. żeby się dowiedzieć, jak tam u Minerwy), ale i tak natrafiam tam na całkiem liczne zdania typu "ci z Gumochłona", a pamiętam i takie, które padały z Twoich własnych wirtualnych ust. Jeżeli sobie tego naprawdę będziesz życzył, postaram się poszukać dokładnych numerów postów, ale może mi darujesz i sam sobie przypomnisz.
Co do skarg Gumochłonowych na Kocioł i vice versa, też nie masz dobrych wiadomości - ja z kolei świetnie pamiętam kilka blogowych wypowiedzi Kotłowiczów i co? No i nic, mają prawo.
Lucy napisała bardzo szlachetnie i bardzo ją podziwiam - trzeba być mądrym i silnym człowiekiem, żeby tak umieć. Staram się też myśleć tak, jak ona, o poszczególnych osobach. Ale co zrobić, jeśli jest trochę takich poszczególnych właśnie osób, których sposób dyskusji albo w ogóle usposobienie mnie przerażają, gaszą, budzą we mnie agresję?
Może się zdziwisz, ale właściwie nie dotyczy to Ciebie - jesteś dość specyficzną osobą, której nie da się przyjmować inaczej, niż z dobrodziejstwem inwentarza, i może przez to łatwiej mi się było przyzwyczaić i oswoić z Twoim stylem bycia.
Nie mam zamiaru, mimo Twoich argumentów, wypisywać listy, co mnie w kim wkurza, bo jest to działanie zupełnie niekonstruktywne. Niczego by nie zmieniło, nikomu by nie dało do myślenia, prowadziłoby tylko do złości, nieprzyjemnych dyskusji albo poczucia krzywdy u obu stron, a ja rozdział "dyskutowanie z Kotłem jako ideą" zamknęłam już na dobre.
Jest w tym oczywiście paskudna niesprawiedliwość, że moje obawy i niechęć odcinają mnie od osób wartościowych, ale ja jestem już po prostu zmęczona i nie wiem, po co miałabym walczyć, skoro w Gumochłonie jestem witana serdecznie i niczego się tam nie obawiam.
Właściwie tylko tego dotyczyła moja notka.

Anonimowy pisze...

No i w kółko Macieju to samo. Ja konkretem, a Ty ogólnikiem. Ja Tobie linki, a Ty mnie "a nieprawda, poszukaj dowodów, że jest tak, jak ja mówię"...

Anonimowy pisze...

Arthurze - może Ty masz, ale ja na pewno nie mam czasu na kwerendy po internecie i dłubanie się w postach. Nie interesuje mnie dyskusja na poziomie cytowania postów, nigdy nie interesowała i nie zacznie interesować.
Absolutnie odmawiam wypowiadania się w stylu "w tym i tym miejscu ten i ten powiedział to i to i ja o tym myślę to i to", tylko dla Twojej wygody. Mam prawo do ogólnych i luźnych refleksji, tak jak Ty, oczywiście, masz prawo je uznać za mękolenie.
Uważam jednak, że nie ma nic złego w napisaniu, że było miejsce, w którym się czułam dobrze, za sprawą różnych okoliczności poczułam się tam źle i mam teraz inne miejsce, w którym jest mi dobrze; że żal mi pozostawionych na dawnym miejscu sensownych i mądrych osób, ale że nie czuję się na siłach dla nich znosić innych, męczących i/lub agresywnych, i przykro mi generalizować, ale są jakieś granice wytrzymałości.
Tyle napisałam, i nie widzę tu nic, co chciałabym doprecyzowywać.
Zauważ, że choć ton, jaki przyjmujesz na moim blogu, wydaje mi się napastliwy i nieprzyjemny, nie korzystam ze swoich przywilejów i nie wycinam ani nie edytuję Twoich wypowiedzi.
Pozdrawiam,
S.