piątek, 23 marca 2007

Zamieszanie wiosną

No jest zamieszanie wiosną, no jest. Nie mam za bardzo kiedy pisać, to skoro już piszę - to chociaż będzie obszernie, autotematycznie i ostrzegam - to będzie klasyczna wypowiedź Szalonej Kury Domowej Z Kurczęciem.

Niech no się tylko zrobi nieco ładniej, a zaraz sfotografuję nasz dom w dramatycznym, przedremontowym stanie. Na razie najprzyjemniej jest w ogrodzie: wszędzie coś wyrasta, kiełkuje i puszcza pąki, a nawet i kwitnie, choć ogólnie rzecz biorąc działka jest tak samo zapuszczona jak dom. Zachęcona lekturą stosownych dzieł przyrżnęłam już bez litości część porzeczek oraz suche gałęzie brzoskwini (wolę nawet nie myśleć, ile to błędów w sztuce popełniłam) oraz zasadziłam rękami męża pigwę. Bardzo miła, kobieca metoda sadzenia.

Na sam dom napuściliśmy architektkę z obstawą, elektryków i instalatorów, jak również budowlańców, którzy będą nam wywalać ściany (mąż mój uważa, że to jest już lekko niepokojące: jakiego lokalu byśmy nie oglądali, zawsze widzę tam jakąś ścianę do wyburzenia; przypisuje on tę moją cechę genetyce i zawiesza wówczas oskarżycielski wzrok na swojej teściowej. No dobrze, obie byśmy tylko wyburzały, ale mogłam odziedziczyć po przodkach znacznie gorsze cechy! A poza tym sam już się przekonał, jakie to twórcze). Ekipy mogą wejść niestety dopiero po zrobieniu i zatwierdzeniu planu przeróbek. Właśnie się zastanawiam, jak by tu zmiękczyć odnośny urząd w Wieliczce: może by poskutkowało pójście tam w stroju podkreślającym ciążę i z uroczym chłopiątkiem o rozbrajającym uśmiechu i wymowie?

Co do chłopiątka - gada jak najęty. Prowadzi konwersacje i zapamiętuje niezliczoną ilość zwrotów i powiedzeń. Zachwyca mnie fakt, że można z nim po prostu rozmawiać.
- Popatrz, Karol, wróbelki - mówię.
- Dzień dobry, wróbelki - grzecznie pozdrawia je Karol.
- Nie chcę cię rozczarowywać, ale z wróbelkami za bardzo nie pogadasz - uprzedzam.
- Ejże, mamusia - on na to.
- Tak?
- Pogadam na pewno.
I tak dalej, a ponieważ było to dwa tygodnie temu, dzisiaj konwersacja już mnie uderza jako dość uboga. Dziecko moje mówi "dziękuję uprzejmie" i "proszę" i "przepraszam", choć nikt go przesadnie w tym nie szkolił; powtarza nasze nawykowe "ejże", "wydaje mi się że tak" (w rozczulającej formie "wydaje tak"), "chyba tak" (to ja tak zwykle obwarowuję swoje opinie tymi wydajami i chybami), ale to są szczegóły - normalnie mu się twarz nie zamyka. Powtarza z nami całe fragmenty "Lokomotywy", licznych innych wierszyków i modlitwy do Anioła Stróża. Z tego modlenia się wynika zresztą i inna zabawna rzecz: kiedy się mówi Karolowi, żeby się pożegnał z kimś, zazwyczaj odpowiada grzecznie: "W imię ojcasyna amen".

Jednak chyba najbardziej mnie ujęło to, co usłyszałam pewnej niedzieli. Obudziło mnie znajome przełażenie małego osobnika z łóżeczka przez moje nogi, ale nie otwierałam jeszcze oczu. Dziecko usadowiło się między nami ze swoją kołderką i wyraźnie oceniało sytuację. Po chwili odezwał się przytłumiony głosik:
- Mama śpi, kochana: nie przeszkadzać. Poczytam książkę.

5 komentarzy:

Mad pisze...

Oj. Trzymam kciuki za ekipy remontowe i życzę łatwych do przekabacenia urzędników. I oczywiście, że wyburzanie ścian jest niezbędne! :D

A "wydaje tak" mnie rozczuliło strasznie. Nie mówiąc już o ostatnim zdaniu. :)

Anonimowy pisze...

Nieodrodny :)))

Anonimowy pisze...

ale kochany... jak ładnie pomyślał i powiedział żeby mamie nie przeszkadzać, "kochanej".
pięknie.

Anonimowy pisze...

Cud miod i orzeszki Wasz Karolek :) Metoda czarowania urzedniczek na brzuszek i chlopiatko bardzo sluszna mi sie wydaje, na wszelki wypadek zaloz rowniez dekolt, gdyby wypadlo Ci jednak stanac przed obliczem urzednika plci meskiej ;) Moja kolezanka kiedys zalatwiala sobie telefon, poszla do odpowiedniego urzedu w odpowiednim stroju, roztoczyla przed panem wachlarz swoich wdziekow, poparty niezbyt juz aktualna legitymacja prasowa, pan gnac sie w uklonach przyrzekl osobiscie dopilnowac. Kiedy wyszla z gabinetu, kolejka zapytala ja: i co, zalatwila pani? a kolejkowiczka o zmacznie mniejszym powabie i wyraznie zaawansowana wiekowo burknela: "taka by nie zalatwila??" :)

Anonimowy pisze...

Hihi, Chuda, co za podnosząca na duchu anegdotka :) No to już się zaczynam przygotowywać do roli. Swoją drogą, papierowa część remontu ma zająć około trzech razy więcej, niż ta realna - czy to nie jest zboczenie?
Pozdrawiam, S.