Napisałam całkiem sporo postów, których nie opublikowałam. Na przykład przed chwilą o teściowej,w złości i bezsilności. Albo kiedyś o religii, z bezradności.
Teraz mnie tak tknęło, że przecież wciskając sobie w edycji notki "zapisz teraz" zamiast "publikuj posta" robię bardzo łatwo coś, czego w naturze zupełnie nie umiem zrobić, czyli tonuję i koryguję rozmaite swoje wyskoki i niezręczności. Och, jakże by było dobrze mieć taki, pozwalający na wyhamowanie, na zawahanie, edytor wypowiedzi! Autoryzację dyskusji, które zaczynałam z na wpół wyklarowanym poglądem, ale za to ze swadą! Streszczenie przydługich tłumaczeń, z których moi nieszczęśliwi rozmówcy wiedzieli jeszcze mniej, niż na początku!...
Myślę sobie o tym, że swoboda sieciowej tożsamości nie polega na tym, że można wszystko, czego w realu nie wolno, bo to wiadomo, iluzja: wolność jest właśnie w tym, że można nie wszystko, można samą konkluzję, coś spójnego - i że można niemal zawsze wybrać "zapisz teraz". Albo wymazać przed publikacją. I wyskoków, i głupot jakoś mniej.
Zazdroszczę tej sobie.
2 komentarze:
I nawet przeważnie można usunąć po publikacji...
Olgo, ale te Twoja definicje wolnosci - wolnosc to uswiadomiona koniecznosc - to ja juz chyba gdzies slyszalam...
A tak powaznie, to Twoja internetowa persona wydaje sie tak wrazliwa i delikatna, ze chyba nie musisz sie troszczyc o to, ze wykonujesz niekontrolowane wyskoki i nazbyt spontaniczne wpadki. Chyba raczej cenzurujesz sie bardzo starannie - w chwalebnym poczuciu obowiazku przyzwoitosci. Wiecej nie trzeba.
Pozdrawiam Cie,
Topolowka
Prześlij komentarz