czyli nie do końca obmyślane myślenie o zabawach.
- Nie bawiłaś się nigdy klockami? - pytamy znajomą pięciolatkę, która przyszła do nas i oczarowana równie jak chłopaki pudłem klocków lego, układała sobie różne tam płotki.
- Nie - odpowiedziała z godnością - bo ja jestem dziewczynką.
Tego samego argumentu używała już wcześniej, ale sprawa klocków osobiście mnie zapowietrzyła, bo obie z siostrą budowałyśmy z klocków w dzieciństwie miliony konstrukcji i jakoś nie zauważyłam z tego powodu jakichś nietypowych przestrojeń hormonalnych.
Dodajmy tu więc jeszcze inne obserwacyjki: obśmiewanie chłopców wożących w wózeczku misia, tłumaczenie dziewczynkom, żeby się nie bawiły młotkiem i takie tam.
Nie chcę tu wcale udowadniać, że nie powinno być w ogóle zabawek "przypisanych" płciowo - jeśli my tego nie zrobimy, to same dzieci sobie stosownie wybiorą "swoje", tak, tak, widziałam sama - zrobią to niezależnie od przekonań rodziców, naprawdę. Niektóre bardziej, niektóre mniej wyraźnie, oczywiście.
Ale za to uważam za pomyłkę skali kontynentalnej negatywne wzmocnienia i beznadziejne uprzedzenia w sprawie wybierania zabawek "niezgodnych" z płcią. Chłopaki i tak będą przeważnie ganiać z rykiem za jakąś piłką albo krzywić dobre gwożdzie, a dziewczątka piastować laleczki czy urządzać spokojne zabawy tematyczne typu sklep. A uważam, że słuszne jest, żeby nie dusić w małym szowinistycznym męskim prosiaczku okazjonalnych opiekuńczych odruchów czy zainteresowania kulinariami - czy którakolwiek kobieta, której mąż bierze udział w wychowaniu dzieci i zajęciach domowych, będzie go od tego odwodziła? nie wieeeeerzę. I jestem zdania, że jednej z drugą wróżce w różu nie odpadną rączki od tego, że się oderwie od ciumciania dzidzi i wbije gwoździa albo ustawi z klocków wieżę.
- Nie bądź babolem - mówił mi z obrzydzeniem mój Ojciec, gdy w dzieciństwie zaczynałam smędzić i ogólnie się rozwlekać ideowo. - Kobietą jak najbardziej, ale babolem - nie życzę sobie.
Babol to w ogóle był taki rodzaj kobiety, który na niczym się nie zna, ale ogólnie ma za złe.
No więc zostało mi z dzieciństwa przekonanie, że najgorsze, co dwie pcie mogą robić, to się wzajemnie zwalczać i podgryzać, tudzież demobilizować, a najlepsze - to się wspierać nawzajem, wykorzystując każda swoje najlepsze cechy. A żeby się nawzajem szanować, i umieć się z szacunkiem różnić i wspomagać, to trzeba od początku doceniać to, co to drugie akurat robi, i mieć wcześnie uruchomione jak najwięcej używanych połączeń między tymi tam neuronami. A nie zrozumiemy cudzego świata, jeśli nam się będzie wydawać, że to niestosowne.
A taki numer, jaki wspomniałam na początku, to podkładanie nogi własnemu dziecku. Jak im zacieśnimy za młodu horyzonta, to nas potem synowe i zięciowie będą za plecami przeklinać, i będą mieć rację.
6 komentarzy:
TAK TAK TAK!
Przyjechalismy nad morze, w pensjonacie pustki, jedna rodzinka z dwuletnia dziewczynka. Dziewczynka miala wozek - sliczna, rozowa spacerowkę dla lalek. Nasi chlopcy rzucili sie na nia z radosnym kwikiem, a tatus dziewczynki ze zgorszona miną: ejjj noo, chlopaki, to taka babska zabawka! na koncu jezyku mialam pytanie, czy on sie wstydzi moze pchac wozek ze swoim dzieckiem? Piotrus uwielbia w przedszkolu bawic sie w kucharza, ilekroc po niego przychodze, tylekroc zajmuje się kuchnią. I na zdrowie, jak tylko będzie sięgał do lady kuchennej, sceduję na niego gotowanie.
Za diabła nie wiem, czemu ludzie sa tak przewrażliwieni na punkcie TYPOWO MĘSKICH (co to w ogóle jest?) zabaw, odruchów, gadżetów, kiedy rzecz dotyczy kilkuletnich dzieciaczków. Spójrzcie na ubrania: Piotruś chciałby miec piżamkę z kotkiem, ale nie widziałam jeszcze piżamki dla czterolatka, na której byłby jakis sympatyczny stworek. Samoloty, roboty, spidermany ohydne - prosze bardzo, ale żeby kotek? to tylko w towarzystwie różowych falbanek. Zastanawia mnie to rozróżnienie na damskie i męskie u progu życia, podczas gdy później się to jakoś rozmywa i unifikuje.
Różni ludzie mają różne sytuacje. Moja koleżanka, dla tak zwanego świętego spokoju, też nakazuje dzieciom bawić się wedle biologicznych układów. Córka-lalki, synek- samochodziki. Jak sobie wzajemnie te rzeczy wydzierają, to odwołuje się do tych płciowych przykazań i święty spokój wraca. Desperacja rodziców to intensywny fenomenon i ja tego nie krytykuję. Na wszystko jest czas. Jak chłopiec zechce fryzjerem czy kucharzem zostać, to zostanie. Tylko najpierw i tak studia, prawda?
Pozdrawiam, Dorota
Ten post zmusił mnie do przemyśleń - jak to jest z moimi chłopakami. I sprawa wygląda tak : jak mają ochotę na tak zwane "babskie" (chociaż co to jest ??) zabawki - prosze bardzo. Lalka - jest - sztuk wprawdzie 1 ale zawsze , wózek - zero - ale u nas wynika to stąd ze chłopcy wolą rzeczoną lalkę w ciężarówce wozić (oj jak się jej dobrze śpi kiedy jest wożona w taaaaaaakim aucie); kuchennych akcesoriów - nieskończone ilosci (garnki, łyżki , nawet zestaw noży, talerzyki, kubeczki). A jakie pyszne herbatki chłopcy urządzają , a jak smakuje obiad (prawdziwy ) podany na plastikowym talerzyku o średncy 5 cm.?? - polecam sprawdźcie sami (bardzo odchudzająca sprawa - bieganie po dokładki ). A zabawa w sklep ?? też świetna sprawa - tyle ze najpierw trzeba ten sklep wybudować. No i zabawa we fryzjera też się czasem odbywa - wprawdzie czeszą tylko mnie - a i tak narzekają że za mało mam owłosienia i ze za krótkie (mam przykazanae zapuszczanie zeby nie mieć fryzurki jak mała dziewczynka), ale zawsze. aa no i zabawa moimi koralikami (wprawdzie stroi się w nie tylko młodszy). Aa no i odkurzanie, ładowanie zmywarki, pralki, czasem nawet mi się trafi pomoc przy wieszaniu, a jak widzą zelazko u koleżanki z podwórka już jest szał ciał... (chociaż czy ja wiem czy to takie babskie zajęcia ??),
chyba sporo sie uzbierało tych "niemęskich" zabaw - ale u nas to chyba wynik tego ze mój mał(pi)żon, uwielbia gotować i piec ciasta, chodzi na zakupy w sbotę (oczywiście z obowiazkowym towrzystwem potomków), kuppuje mamie bizuterię (tez z potomkami). tak więc podsumowując mój przydługi komenatarz (bardzo przepraszam - rozgdałam się troche )zgadzam sie w 100 % z Tobą moja droga S. nie zacieśniajmy dzieciom pola widzenia bo same sobie (pomijając oczywistości w osobie zieciówi synowych) zawiążemy pętlę na szyi - może im zostenie ta ochota na domowe obowiązki i za parę latek - i beą nam gotować i sprzątać a my piękne 40 (bo przecież nie ryczące) będziemy pachnieć i biegać po sklepach (czytać spać - co kto woli) a nie sprzątać i takie tam ...
koniec
Yes, yes, yes! Ja też się podpisuję w całej rozciągłości.
Asieńko - twój komentarz też jest niezły.
pięknie napisane.
- To są książki dla chłopców! - uslyszalam kiedyś od sprzedawczyni w księgarni. A przeglądałyśmy z córką-lat-pięć serię tomów poświęconych kolejom, okrętom, ale też życiu lasu czy ludzkiemu ciału. Został nam wskazany regał aż ociekający różowością gdzie lukrowane okładki skrywały przesłodzone historyjki z życia kolorowych pegazików i lalek Barbie.
Wiadomo, są książki, po które sięgną częściej dziewczęta i takie, które czytują chłopcy, ale doprawdy nie sądziłam, że te naukowe książki dla kilkulatków też mają płeć!
Spóźniony ten mój komentarz, ale może jak i ja, ktoś jeszcze zerknie na zeszłoroczne notki.
Pozdrawiam.
Prześlij komentarz