środa, 18 listopada 2009

Zasadzki bibliotekarstwa

Bibliotekarz to zawód, który w najlepszym wypadku przywołuje przed oczy duszy obraz orangutana stworzonego przez Pratchetta, a w najgorszym - kojarzy się z niekomunikatywnymi, zaschłymi i strupieszałymi damami w kardiganach i ciepłych kapciach, choć obecnie nosimy raczej polary :)
Tymczasem ogół bibliotekarzy mnie osobiście bardziej kojarzy się z czarującymi, sympatycznymi ludźmi z krakowskiej Biblioteki PAU, zaś niemiło bywało mi tylko w Jagiellonce, a i to nie we wszystkich działach.
No, a poza tym - bibliotekarstwo kryje w swojej pozornej szarości i przykurzeniu rozmaite przygody.
Na przykład?
Na przykład nikt mnie nie uprzedził, że człowiek o wrażliwych nerwach może w bibliotece co i rusz doznawać różnych szoków. A licząc i opisując materiał ilustracyjny w książkach obejrzałam sobie w ostatnich miesiącach:
- milicyjne zdjęcia zamordowanej dziewczynki z obdartą skórą twarzy,
- fotografie rozkładających się zwłok,
- również raporty archeologiczne z grobów w Katyniu i Charkowie, akurat dość niefajne,
- zamarznięte trupy dzieci na Syberii
i tak dalej.
Są to sprawy, o których człowiek niby wie, że tak, to na tym świecie, ale kiedy się je bez ostrzeżenia ogląda, to - no, jakby to... - nie są łatwe do zniesienia.
Robi też człowiek rozmaite odkrycia:
- że na stronie tytułowej dzieła o radioaktywności Maria Skłodowska-Curie była nie tylko podpisana "Madame P. Curie", ale obok, na zdjęciu, była fotografia jej męża;
- że dwa wieki temu książki religijne we Francji - we Francji - miały po piętnaście i więcej wydań;
- że można mieć w bibliotece jeden z pięciu w Europie egzemplarzy danej książki i nawet jej nigdy nie rozciąć...
Przychodzą wreszcie różne zamyślenia:
- nad zbiorem referatów z konferencji ekonomicznej (Berlin, rok 1938). Każdy referat kończy się jakimś wezwaniem w rodzaju: A teraz proponuję, abyśmy wszyscy powstali i wznieśli swoje głosy w braterskim okrzyku Sieg Heil! I absolutnie nie są autorami sami hitlerowcy, także ekonomiści z Anglii, Francji, Włoch...
- nad tym, co można znaleźć w takich starych książkach - od podziękowania za przybycie na pogrzeb z 1928 roku, przez amatorskie zdjęcie z jasełek z lat 30, aż po ręcznie malowane święte obrazki...
I jak tu katalogować w spokoju?

7 komentarzy:

Unknown pisze...

LMAO, to raz (włąśnie kataloguję w polarze) (wink).
Luv ya so much, to dwa.
O jak ja dobrze to wszystko znam, to trzy.
You unleash my mind, to cztery.

Liv long and prosper.

Unknown pisze...

Dwie literówki, a niech to kurza noga....

Anonimowy pisze...

Jaki temat na książkę - w zasadzie każdą: od kryminalnej po naukową.
Zachęcam. Można napisać samemu. Można i z koleżankami/kolegami.
Gratuluję jak zawsze. Ojciec

Ania pisze...

Nawet w mojej mało pasjonującej Bibliotece znalazł się unikat - Atlas Świata z 1866 roku. Znalazłam go podczas przenoszenia książek na czas remontu - starannie zachomikowany za innymi woluminami :)
Oglądaliśmy go ostrożnie z Michem a on za nic nie mógł dojść dlaczego na mapie nieba Plutonu nie ma. Bo dlaczego na mapie Europy nie ma Polski, zdążyłam mu już wytłumaczyć.

(właśnie zawinęłam się w polar, bo coś chłodem zaczęło od okna ciągnąć ;) )

bojulia pisze...

a propos Madame P. Curie - moja prababcia w dawnych czasach była wicemistrzynią świata w łucznictwie (w okresie międzywojnia). mamy taki wyciąg z encyklopedii sportu, gdzie notka zaczyna się "Anna M., żona oficera Bolesława M.". zawsze mnie zastanawia co ma piernik do wiatraka :)

Chuda pisze...

Nie przypuszczałabym, że katalogowanie tak pasjonującym zajęciem jest! Cieszę się, że masz taką inspirującą pracę. Moją wspominam jako inspirującą inaczej ;)

epilia pisze...

Ja standardowo przetrzepuję wszystkie nowe książeczki w poszukiwaniu ukrytych zakładek :-). A co do niespodzianek, to owszem, aczkolwiek staram się nie bardzo zagłębiać w treść (i ilustracje) książek typu "Medycyna sądowa". Wiem o czym, ale kiedyś niebacznie zerknęłam i znalazłam samobójcę, który trzykrotnie poderżnął sobie gardło. Mimo wstrząsu, wciąż jestem pod wrażeniem determinacji owego człowieka...