Eskapista - czy też eskapistka, to akurat nie ma większego znaczenia - skończył na dzisiaj z robotą. Oddycha z ulgą. Ściąga rzeczywistość jak brudne skarpetki. Kilkunastoma rytualnymi czynnościami oczyszcza się i obmywa z doczesności. A potem kładzie się na łóżku z książką. Albo siada przy komputerze. Albo rozkłada notes i pudełko z przyborami do rysowania. Albo co. I zaczyna życie.
Albo: eskapista obiera ziemniaki, oliwi łańcuch od roweru, robi zakupy i uśmiecha się Bóg wie do czego, albo ściąga brwi w skupieniu, chociaż ziemniaki nie mają nawet oczek, a przed sobą ma rozłożoną książkę, w którą łypie, i nie odpowiada nam na pytania za pierwszym razem.
Znamy ten obrazek? Znamy, oczywiście. Albo sami jesteśmy eskapistą, albo tępimy jakiegoś eskapistę, albo przynajmniej znamy zagadnienie teoretycznie.
Ja, co nie sądzę, żeby kogoś dziwiło, jestem eskapistką. Rzeczywistość mnie raczej przerasta: albo jest trudna, albo nudna i monotonna, albo źle zredagowana, a już na pewno - tylko jedna.
Pisałam kiedyś o tym uczuciu, które człowiek ma po skończeniu prawdziwie porywającej książki: żal, że to już koniec, że tylko tyle. W "Mojej historii czytania" Alberto Manguel pisze, że kiedy zdarzało mu się kończyć książkę pod wieczór, zostawiał sobie ostatnie kilkanaście stron na następny dzień, żeby jeszcze nie rozstawać się z tym światem, który polubił. Od siebie dodam, że każdą zaangażowaną lekturę kończy pewien rodzaj śmierci i określenie "rozstawać się ze światem" jest jak najbardziej na miejscu.
Podobnie działa pisanie fanfiction, czynność przez wielu pogardzana jako wtórna i nietwórcza (nie podzielam tej opinii, jako że sama pisywałam fanfiction i nie zauważyłam podówczas w sobie nic szczególnie i nadnormatywnie nietwórczego :) ).
Wyspiański pisał, jak to przeszkadza pospolitość, kiedy skrzeczy. I uwaga, symptomatyczna jest ta typowo celebrycka wpadka w cytacie: pospolitość, a nie rzeczywistość, to bardzo ważne. Nie sama rzeczywistość, tylko jej tępa dotykalność, wulgarne chamstwo i wygórowane wymagania. Takie to różne formy wciągnięcia się w nierzeczywistość - przez ciekawość, tęsknotę, obrzydzenie - a trafiają do jednej szufladki z eskapizmem...
Nie rozumiem zupełnie, dlaczego eskapizm uważa się za coś złego. Przecież zazwyczaj eskapista nie robi innym nic szczególnie niedobrego. A na pewno nie grozi postawą aktywnie agresywną. A przecież drażni większość ludzi normalnych. O co tu chodzi? Jak na razie najbardziej mi się podoba odpowiedź, że idzie o normalną frustrację, jaką powoduje odmowa udziału. Już dzieci tępią tych, którzy się nie przyłączają do większości. Nie przyłączanie się jest społecznie ryzykowne - stawia pod znakiem zapytania to poczucie słuszności, które wypływa z tego, że "wszyscy tak robią".
Kordian taki jeden na przykład mówi: "Niechaj tłum ów drobny!/Jak mrówki drobny! ludem siebie wyzna!/Nie będę z nimi!", ale gdzie on to mówi? W więzieniu. Znaczy jak sobie nagrabił i już nie ryzykuje niczego, bo w sumie kara śmierci mu zapewnia jakie takie bezpieczeństwo.
A w ogóle to zdefiniujmy: rzeczywistość. Powodzenia.
Ja sobie wolę poczytać.
2 komentarze:
Rewelacyjny tekst. REWELACYJNY. Idę czytać od początku.
Mam dla ciebie artykuł o stwarzaniu światów w literaturze i filmie :).
"Bestseller to książka, w której czytelnik ma wrażenie, że kartki same się przewracją - tak szybko się czyta. Udane dzieło kreatora światów poznajemy po reakcjach odwrotnych "czytałem coraz wolniej, bo nie chciałem opuściś tego świata".
Jacek Dukaj
STXI is of course both at the same time, isn't it? (smirk)
Prześlij komentarz