czwartek, 3 czerwca 2010

Gorączka czytelnicza

Zdarza mi się krążyć po mieszkaniu jak lew po klatce, wyciągać przypadkowe tomy Pratchetta, wracać do "Dumy i uprzedzenia" po raz siedemset tysięcy siedemdziesiąty ósmy i ciskać tym draństwem, bo przecież nie to chciałam przeczytać; no gdzie jest ta książka, w której mogłabym zatonąć, gdzie jest to grube, rozkoszne tomiszcze, które może do torebki się i nie zmieści, ale na brzeg wanny już tak? No gdzie jest ta literatura, co mi będzie supernową, gdzie ta, co będzie toporem na zamarznięte morze kapusty i prania w mojej głowie? (wolna interpretacja cytatu z Kafki)
Ach, kiedy już człowiek znajdzie wtedy odpowiednią lekturę i zanurzy się w niej, jest jak ktoś, kto przebył Kalahari i na jej brzegu odkrył park wodny.
Właśnie tak pochłaniam bardzo gruby tom (minęłam pięćsetną stronę, a tu nawet połowy nie ma, ach, ach!) i chodzę z nim między domem a ogrodem; gotuję nad nim; czytam znad niego dzieciom ich książeczki; sprzątam mając go wygodnie otwartego na trasach, którymi przenoszę różne rzeczy; kąpię się z nim; no, spać jeszcze nie zdążyłam; nawet przy komputerze mi leży, nawet kwiatki sadziłam z tą książką rozłożoną z boczku -
I tak to kolejny świat, i rozwija się kolejne moje życie; miłość, gorączka, nieustająca eksplozja w umyśle.

7 komentarzy:

Ruda pisze...

To może zdradź tytuł tomiszcza! :)

Chuda pisze...

piekne! :)

Unknown pisze...

Topór na zamarznięte morze kapusty... Widzę to oczyma duszy mojej... No i uwielbiam twoje zwyczaje czytelnicze.
A ten ostatni akapit - właśnie, właśnie!

Anonimowy pisze...

Gratuluję - dla mnie już jesteś pośród nielicznej grupy Polaków, których język mnie zachwyca.
Ojciec.
PS. Proszę nie posądzać mnie o stronniczość. Jestem na to zbyt stary.

Anonimowy pisze...

Bardzo stanowczo proszę o tytuł i autora!

S. pisze...

Oj, ale to drugorzędna kwestia :)
Właśnie, nota bene, skończyłam (ponad 1300 s. miało) i mam za sobą kilka dni zachwytów, wściekania się, wynotowywania cytacików, wewnętrznych namiętnych polemik i europejskich z ducha rechotów :)
A czytałam Ayn Rand "Atlasa zbuntowanego". Nigdy bym nie podejrzewała, że zaintryguje mnie do tego stopnia powieść o pieniądzach, z bardzo kulawymi wątkami miłosnymi i kilkudziesięciostronicowymi esejami przy najlżejszym pretekście ;)
Ale i tak nie mogę uwierzyć, że nie przeczytałam tego wcześniej.

Anonimowy pisze...

:)
miło się czyta Twoje notki
i czeka się na nie
i zagląda
i jak juz jest to nie rzuca się zachłannie czytając bylejak i po łebkach, tylko się czeka na dogodną chwilę, między jedbnym bardzowaznym zadaniem a drugim, zeby się spokojnie podelektować

pozdrawiam
serdecznie
Agnieszka