Spędziłam niedawno wiele pogodnych chwil w kolejkach do lekarzy, z okazji badań okresowych do pracy. Był makabryczny upał, a poczekalnie bywają całkiem chłodne. Miałam ze sobą dużo wody, empetrójka, notes i ołówki, książkę - więc absolutnie wyluzowana odsiadywałam swoje. Zabrałam się za szkicowanie byle czego w notesie - jakieś ścianki w perspektywie i nieokreślone postaci, ale wyglądało może nawet i tak kosmicznie, ja wiem?
- Pani rysuje ilustracje do science fiction? - spytał z zaangażowaniem pan z prawej, z grubsza mój równolatek. - Nie widziałem jeszcze, żeby kobieta rysowała coś do sci-fi.
Wyjaśniłam grzecznie, że właściwie sama nie wiem, co sobie rysuję, a za to internet roi się od adresów, pod którymi można zobaczyć, że kobiety i owszem, malują, rysują i rzeźbią do licha i trochę w pożądanej przez mojego rozmówcę stylistyce.
Nastąpiła dość miła konwersacja, która upewniła mnie, że mam przed sobą amatora raczej Gwiezdnych Wojen, niż nękania bab spotkanych w kolejce do rejestracji. Po czym pan jakby się spłoszył i spytał, trochę bardziej niepewnie, niż go mogło uprawniać moje, przyznaję, że powściągliwe, zachowanie:
- A czy mogłaby pani... narysować dla mnie... takiego robota?...
4 komentarze:
Mały Książę chciał baranka.
i co narysowala "Pani" :-)?
No ba!... oczywiście :)
S.
Widziałam robota, widziałam! Przepiękny. Bardzo roboci.
Prześlij komentarz