wtorek, 26 października 2010

Niestare były rączki...

Jarzyny na zupę powędrowały do garnka bez przeszkód, przyprawiłam więc wszystko i nawet zrobiłam wstępny porządek - a z małego pokoju wciąż nie dobiegały żadne niepokojące dźwięki i wciąż widziałam dwa tyłeczki moich synów wypięte na mnie znad jakiejś najwyraźniej poważnej pracy.
Powiesiłam pranie i znów zajrzałam do nich... Ha! Ani drgnęli.
- Co tam rysujecie? - spytałam z zaciekawieniem, na co Karol odparł gwałtownie, że nic takiego, a Kuba rzucił się zasłaniać z okrzykiem, że niegotowe.
Po kilku chwilach i paru moich coraz bardziej zaintrygowanych spojrzeniach, Lolek udzielił mi niechętnego objaśnienia:
- Nie rysujemy, tylko piszemy.
Nie wytrzymałam:
- Ale co piszecie, i to tak długo?
Na co Kuba też już nie wytrzymał, złapał kartkę i zaczął pędzić do mnie, zatem poddał się i Karol, i odparł z powagą:
- "Pana Tadeusza".

5 komentarzy:

Chuda pisze...

Spadłąm z krzesła :))))))

b.,zapiski pisze...

Po prostu.Po męsku.

b. pisze...

jarzyny i jarzyny

Anonimowy pisze...

Pozwól że rozwinę myśl Mamy.
Czytelnicy (a jakże - liczni choć milczący z powodu zapierających dech opowieści)chcieliby coś dostać po tej zupie jarzynowej. Może niekoniecznie deser ale choćby drugie danie.
Ojciec

PS. A poza tym powinna istnieć w Polsce osobna ścieżka edukacyjna (jak w Wielkiej Brytanii lub USA) dla uzdolnionych dzieci!
Ojciec

Anonimowy pisze...

Wszystkie dzieci są uzdolnione! Rozumiem, że Pana wnuki - wybitnie! ;)