sobota, 29 grudnia 2007

Polifonia

"Harriet [...] knew enough, herself, to read the sounds a little with her brains, labouriously unwinding the twined chains of melody link by link. Peter, she felt sure, could hear the whole intricate pattern, every part separately and simultaneously, each independent and equal, separate but inseparable, moving over and under and through, ravishing heart and mind together. [...]
'Peter - what did you mean when you said that anybody could have the harmony if they would leave us the counterpoint?'
'Why', said he, shaking his head, 'that I like my music polyphonic. If you think I meant anything else, you know what I meant'."

To z mojej ukochanej, uwielbianej książki: "Gaudy night" pióra Dorothy L. Sayers. Nie tłumaczę wszystkiego, bo forma moja jest klapnięta i nie chcę za bardzo kaleczyć tego tekstu; w każdym razie idea ogólna jest taka, że związek dwojga myślących ludzi powinien być właśnie polifonią; "każda część osobna, lecz współbrzmiąca, każda niezależna lecz równie ważna, oddzielna - lecz nierozłączna, przeplatająca się i przenikająca, przeszywająca zarazem serce i umysł". Ach, a to - jak mówi w dalszym ciągu bohaterka - wymaga nie grajków, ale muzyków. I pogodzenia się z koniecznością kontrapunktu.
Zdarzyło Wam się kiedyś coś takiego?
Piszę o tym nie dlatego, żebym wierzyła w praktyczną możliwość zaistnienia aż tak doskonałej harmonii w związku (ani, jeśli już przy tym jesteśmy, w istnienie mężczyzn tak subtelnych, jak lord Peter Wimsey i kobiet tak uczciwych, jak Harriet Vane), ale dlatego, że to jest tekst, który od dawna robi w moim życiu za gwiazdę przewodnią. Do licha, jeśli nie można być, prawda, Bachem swojej biografii (Bachem tatą, nie synami) to przynajmniej trzeba próbować, prawda?
Nie ma po tej stronie chmur prawdziwej doskonałości, no, może nie licząc Bacha (taty) oraz zupy cukiniowej, ale trzeba mieć świadomość, że dąży się do prawdziwie wygórowanych standardów :)
I to, jak co roku, stawiam sobie przed oczy zamiast noworocznych postanowień. Proszę, częstujcie się.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

zdarzyło.
szkoda, że trochę spóźnione.
ale i tak mam za co dziękować - mogłoby nie być w mojej erze, prawda?