piątek, 23 maja 2008

Za długo i nie na temat

Jestem pewna, że trudno byłoby zostać moim przyjacielem. Wcale ludziom nie ułatwiam. Pomijam już fakt, że nie należę bynajmniej do szczególnych lwów salonowych, nie umiem też rozkręcać niczego ani przeżywać masowo, i w ogóle to wiadomo, in angulo cum libro. Potrafię miesiącami mieć nadzieję, że mnie ktoś wyciągnie za uszy w jakieś wydarzenie towarzyskie, a potem nie wysyłam napisanego już maila w odpowiedzi na czyjś list. Zamęczam na gadu-gadu, a potem się wstydzę i znikam na całe tygodnie.
Częściowo to po prostu przejaw komunikacyjnego debilizmu, może także zmęczenia, w każdym razie czegoś, co powoduje, że napisanie lub oddzwonienie wydaje mi się jakimś heroicznym wyczynem, wymagającym długich godzin wolnego czasu. To oczywiście żaden argument dla Pokrzywdzonych, ale z mojej strony ma on i owszem, spore znaczenie. Nawiasem mówiąc, zetknęłam się czas jakiś temu z opinią, że właściwie na tym wychowawczym to co ja takiego robię - w domyśle, pewnie oglądam seriale, maluję paznokcie i przebieram w ciuchach - odzywa się we mnie w takich chwilach wewnętrzny boa dusiciel i szczerzy kły.
Wracając do komunikacyjnych dziwactw, na pewno kluczową rolę odgrywa tu moja nieśmiałość, której zwykle nie widać, bo należę do gatunku kryjącego ją pod gadaniem i czymś, co z grubsza wygląda na pewność siebie. Mało kto mi nawet wierzy w tę nieśmiałość, a tymczasem to bodajże najbardziej charakterystyczna cecha, jaką mam. Nic, niestety, nie pomaga zażyłość z Pokrzywdzonym: tak samo mam z najbliższą rodziną, a nawet czasem ze specjalistą od otwierania - moim mężem.
Jest wcale niemałe grono osób, o których myślę nawet nie codziennie, ale kilka razy dziennie. Zastanawiam się, co robią, przypominam sobie różne wspólne zdarzenia, dobrze im życzę, trzymam kciuki za różne rzeczy. Ale jakoś zawsze mnie coś, do licha, powstrzymuje przed kontaktem. Nie wiem, dlaczego. Można to opisać jako obawę, że to moje obfite i entuzjastyczne myślenie mogłoby się przełożyć na to, jakie byłyby te kontakty, i że to by mogło ich zniechęcić albo co. Zresztą, sama nie wiem. Jest też niewiara w swe ratownicze talenty (to z Barańczaka, "Drobnomieszczańskie cnoty", fantastyczny wiersz). Brnąc nadal w cytaty, czuję się trochę jak Natalia Borejko wobec swoich sióstr ("Nutria i Nerwus"). Zanim zdążę zebrać się, przestać wahać czy nie będę wścibska albo nie na miejscu - zwykle ci wszyscy dzielni ludzie są już kilometry za problemem.
Z drugiej strony, często mi się zdarza troszkę wariować z samotności - nawet się niedawno złapałam na tym, że gadam sama do siebie, co mnie najpierw histerycznie rozśmieszyło, a potem odrobinę wystraszyło i teraz się pilnuję. A mimo to, mimo że tęsknię albo mam dół, albo sobie nie radzę z czymś, to zazwyczaj coś mnie powstrzymuje przed odezwaniem się do kogoś bliskiego, jakbym nieświadomie broniła się przed narzucaniem się niewinnym ludziom ze swoimi problemami. Poza tym jest jeszcze ten wewnętrzny przymus - że mam się nie rozklejać, tylko wziąć w garść i zabrać do roboty, nie powiem, że taki całkiem zły.
Myślałam trochę o tym, i wyszło mi, że na pewno to jest sposób myślenia tęgiej kobiety, której wzorce kulturowe podrzucają takie a nie inne możliwości - ach, jak pięknie opisał to Terry Pratchett w "Piątym Elefancie"! Nikt tak nie rozumie wszelkich pokrak, wariatów, grubych bab, geniuszy i innych ałtsajderów, jak on! Zalecam pilną lekturę, a sama pewnie niedługo wysmażę na ten temat jakąś większą notkę.
Sytuacji nie ułatwia również fakt, że samą swoją obecnością wprost niewiarygodnie źle wpływam na sprzęt elektroniczny. Wysadzam korki, demoluję systemy komputerowe, niszczę dyski, stacje telefonów przenośnych, komórki. Ostatnio długi czas miałam zepsuty telefon - nie działał głośnik, a żeby było harmonijnie, klawisze niektóre też. W końcu mój mąż wziął sprawy w swoje ręce i zawiózł drania do serwisu (okazało się, że - prawdopodobnie z powodu przeżucia przez niemowlę - telefon zzieleniał i zaczął na żyznych glebach próchniczych wypuszczać te, no, kiełki). I, oczywiście, kiedy już go - po niejednej perypetii - odebraliśmy, zapodziała mi się gdzieś karta SIM. No, mała taka jest, a tylko jacyś niemożliwi pedanci chowają te małe zaraz po wyjęciu do portfela.
Sprawdzałam już wszędzie i chyba już tylko internet mi pozostał do przeszukania...

Rrrrrrreasumując (co też jest cytatem :) ) - jest jakoś tak, że nie zapracowałam sobie, żeby dla kogoś być niezbędną; żeby beze mnie coś się sypało albo nie miało sensu. Nie jestem nawet tym specjalnie rozgoryczona - bierz co chcesz, powiedział pan Bóg, i zapłać za to. Czasem mi żal, że to nie przychodzi samo.
Mogłabym pisać tu jeszcze całe tomy, ale i tak ta notka już jest mocno przydługa i jakaś taka łzawa i ckliwa, choć zdecydowanie nie to było moim zamiarem.
Lepiej maila napiszę. Wyślę go albo nie. Ale napiszę.

Gwoli wyjaśnienia: to nie jest - na litość - notka pt. "Moje życie nie ma sensu". To jest notka pt. "Z komunikacji międzyludzkiej niedostatecznie". To duża różnica. Jakichś siedemnastu lat :)

10 komentarzy:

Anonimowy pisze...

o, kochana! nikt o Ciebie nie zawalczył? to ja byłam świadkiem, jak w pierwszych godzinach twojego tutaj życia pewien lekarz /obcy zupełnie/ półubrany leciał demolując wszystko po drodze przez oddział noworodków w środku nocy i darł sie opętańczo: "K....rrrrrrrrrrrrrrrrr....ć, tlen NATYCHMIAST albo roz.....wszystkich!".
Ładnie zaczęłaś.
Proza życia o Ciebie walczy nieustannie, ale Ty potrzebujesz, żeby walczyła o Ciebie poezja?

Wojciech Maj pisze...

nie, no mam na myśli raczej dokołatywanie się do mnie mimo wszystko - ale, jak napisałam, nie mam powodu uważać, że ludzkość ma jakieś obowiązki :)
ogólnie - notka jest o różnej głębokości kontaktach towarzyskich, z grubsza biorąc.

Anonimowy pisze...

Tego, to nie Wojtek, on się tylko do mnie zalogował i nie wylogował, grrr...

Anonimowy pisze...

a ja rozumiem, o co chodzi :)
mam wielki problem z zebraniem sie i zrobieniem czegoś/czegokolwiek, wymyslam tysiace powodow, żeby coś z deka odłożyć, rozpocząć neico pozniej, zaplanować raz jeszcze. oczywiscie w koncu (po kilku minutach/godzinach/dniach) sytuacja i zamiar dochodzi do skutku, ale ileż jak sie namęczę samym zbieraniem się do.
zjawisko to przeklada się oczywiście na kontakty interpersonalne. ileż maili w zamyśle - ale neinapisanych, ileż rozmów przeżutych w myslach - ale niewypowiedzianych.
wiec, rozumiem ten lekki rozbieg do działania.
:)

Anonimowy pisze...

silene - kliniczne objawy wrażliwości i taktowności; w dzisiejszych czasach nierzadko mylone z obojętnością i wycofaniem; głęboko ukryta nieśmiałość sprawiają, iż ogół postrzega osobę ukrywającą jako nadmiernie nieraz pewną siebie i jest zdziwiony (ów ogół), że nie przekłada się to na przebojowe działanie. Też tak mam (i nie odpowiadaj na ten komentarz, proszę :))

Anonimowy pisze...

A ja w sprawie gadania do samej siebie... Też tak lubię, a czasem wręcz po prostu muszę, bo jeśli nie omówię sobie jakiejś sytuacji na głos, to czuję, że nie jestem w stanie nad nią zapanować. Uwielbiam też głośne czytanie i to z podziałem na role. Ostatnio kiedy zostałam usłyszana, wstydziłam się co najmniej tak, jakby ktoś mnie przyłapał na bieganiu nago po mieszkaniu :) Pozdrawiam Autorkę.

Anonimowy pisze...

Pamiętasz, powiedziałam Ci kiedyś, że jesteś przyjaciółką dla koneserów. I tę opinię podtrzymuję. :)
Pozdrawiam serdecznie
Ida

Anonimowy pisze...

Typowe dla mlodej matki zamknietej z dwojka drobnych dzieci pod kloszem domu :)) Ze ona nie taka, nie tak, nie po takiemu. Odpusc sobie! Gleboki wdech. I wydech. Niech te emocje przyjda - i wyjda. Usmiechnij sie :) I tak jestes fajna!

Anonimowy pisze...

Ach, zapomnialam powiedziec: to TYPOWE nie ma nic wspolnego z masa ciala albo jej brakiem ;))

Anonimowy pisze...

Olgo, jak ladnie napisane... Z ust mi to wyjelas.
Ale, mila moja, nikt nikomu nie jest niezbedny, poza matka przez pierwszych pare lat i ukochanym mezczyzna przez tylez.
Cala reszta jest absolutnie redundant, i nikt o nas nie bedzie walczyl i sie umizgiwal.
A na sygnaly, ktore ludzie wysylaja, trzeba odpowiadac, bo tak nakazuje dobre wychowanie - czy nie tak Was ucza w Krakowie ???

Pozdrawiam cie serdecznie bardzo !