środa, 6 stycznia 2010

Bajka o zaklęciu czarodzieja

Oto bajka, jaką opowiedziałam moim synom, kiedy nie chcieli zasnąć (zwykle nie chcą, ale tym razem to przegięli). Tymi mniej więcej słowami, póki pamiętam.

Dawno, dawno temu w dalekiej krainie, na wyspie, w wieży z kamienia, mieszkał sobie potężny czarodziej ze swoją żoną czarownicą i dwoma synkami, Karolem i Kubą
("To o nas, to o nas!" - pisnął w tym miejscu Kuba i zamiast skakać mi po brzuchu dzieciątka ułożyły się grzecznie u mych boków). Dwaj synkowie czarodzieja byli światłem jego oczu, ale też i pinezką pod jego piętą i strażą pożarną jego sypialni. To znaczy, kochani, że wieczorami świrowali co najmniej tak, jak wy. Któregoś wieczoru, kiedy nie chcieli zasnąć, czarodziej uniósł się wielkim gniewem i rzekł do nich:
- O, moi synowie! Jesteście światłem moich oczu, ale tym razem to przegięliście całkowicie. Oto wyczerpała się cierpliwość waszego ojca i zęby jego zgrzytają a osiwiały włos dęba staje, zatem zaśnijcie wreszcie.
(Tu moje dzieciątka zerknęły ciekawie na swojego ojca, ale on już, obawiam się, dawno spał).
Synkowie czarodzieja nie przejęli się jednak jego słowami i gniew jego wzrósł jeszcze, i rzekł czarodziej:
- Nie słuchacie mnie, o, czarodziejskie dzieci moje, a zatem zamienię was w niedźwiedzie.
Synkowie ucieszyli się bardzo, ale ich ojciec ciągnął dalej, wyjmując z rękawa złotą, czarodziejską różdżkę:
- A że mamy, Najwyższemu niech będą dzięki, środek zimy, ogarnie was z pewnością senność niespożyta i zaśniecie, i spać będziecie aż do wiosny.
I Karol i Kuba na te słowa zamienili się w niedźwiadki, które brykać poczęły i roznosić sypialnię swoją na strzępy, jako czyniły i w ludzkiej postaci. Czarodziej jednak niezłomnie czarował dalej i do komnaty wleciała wielka mnogość szeleszczących liści, miękkich gałązek wrzosu i wstążek brzozowej kory. Niedźwiadki zaczęły ziewać, potem zaś wsunęły się, zadowolone i ziewające coraz bardziej, w stertę liści, na gałęziowe posłanka.
W oto w tej właśnie chwili do komnaty weszła czarownica, żona czarodziejowa, i spytała głosem znękanym i sennym:
- O, mężu mój, radości oczu moich, czyżby synowie nasi już spali? I co robią tu te niedźwiedzie, które zapewne w swojej mądrości sprowadziłeś tu mocą czarów swoich?
A czarodziej odrzekł:
- O, małżonko moja, ucałuj oto kosmate czółka niedźwiedzi tych, albowiem są to synowie nasi, Karol i Kuba, których uśpić nie mogąc w dziecięcej postaci, zamieniłem w niedźwiadki one, senne i szczęśliwe w posłaniach dla niedźwiedzi stosownych.
Żona czarodzieja już otwierała koral ust swoich, aby się z nich wydobył okrzyk protestu, ale powstrzymała się i przyjrzawszy się niedźwiedziom, i widząc je zadowolone i ziewające w posłaniach dla niedźwiedzi stosownych, uśmiechnęła się i rzekła:
- O, najmędrszy z mężów i najczulszy z ojców! Oto ucałuję kosmate czółka synów moich... (Tu Kuba zaprotestował, że nie ma kosmatego czółka, nastąpiły szybkie wyjaśnienia i wróciliśmy do historii) ...i pozostawię ich tu, śpiących słodko, a pójdę tam, dokąd i ty pójdziesz.
Tak się też stało: synkowie zasnęli, a rodzice ich udali się do swojej sypialni, rzucili się na łóżko i zapadli w sen jeszcze głębszy.
Obudzili się po tygodniu i czarodziej rzekł do swojej żony:
- Oto wyspany jestem i wypoczęty, a i ty twarz masz gładką i uśmiechniętą. Synowie nasi śpią słodko i miło na nich patrzeć - co byś powiedziała, o, gołębico na dachu mego intelektu (Chłopaki już prawie spali, a ja mówiłam monotonnie, więc treść przestawała powoli być istotna), gdybyśmy przedłużyli zimę do czerwca, a sami spać się pokładli, i wstawali tylko wtedy, kiedy jak dziś wyspani będziemy?
Czarownica rozważyła jego słowa, a potem powiedziała:
- Niech tak będzie, czarodzieju, mężu mój najczulszy. Mam bowiem przeczucie, że skutecznie rzuciłam czary i nie zaszkodzi im, a nawet pewnie i pomoże, zaklęcie twoje.
Czarodziej więc rzucił czar i oboje z czarownicą spać się pokładli, i spali aż do kwietnia z kilkoma przerwami na herbatę i grzanki.
Tak się jednak stało, że w połowie kwietnia wielu ludzi przypłynęło na ich wysepkę, i poczęli oni dobijać się do drzwi, i krzyczeć głośno, i wzywać czarodzieja. Obudziły go krzyki ich i hałasy, i wstał czarodziej, i drzwi im otworzył.
- Cóż to - powiedział łagodnie. - Czyż nie byłem wam dobrym sąsiadem? Czy nie odgarniałem śniegu sprzed drzwi waszych i czyż nornic, wszystkim zagrażających, nie wypłoszyłem? Czemu sen mój przerywacie, akurat gdy sprzedawałem we śnie moim akcje wysoko stojące, a pewna nieruchomość moja, będąca wrzodem na pośladku spokoju ducha mojego, sprzedawana była oszalałemu milionerowi?
(Nie muszę chyba dodawać, że tu już wszyscy, poza mną, spali słodko i obawiam się, że gadałam sama do siebie).
Sąsiedzi zaś zapytali:
- Czyż nie byłeś nam dobrym sąsiadem? Czy nie odgarniałeś śniegu sprzed drzwi naszych i czyż nornic, wszystkim zagrażających, nie wypłoszyłeś? Jeśli sen twój przerywamy, to dlatego, o zacny czarodzieju, że oto kwiecień nadszedł, spiżarnie nasze dawno już świecą pustkami, a wiosny jak nie było, tak nie ma. Muszą to być czary, nic innego, i dlatego pytamy, w czym uchybiliśmy ci, że tak nas gnębisz zimą wieczną.
Wtedy zafrasował się czarodziej i wszystko wyznał sąsiadom swoim, a twarze ich rozjaśniły się zrozumieniem i blaskiem empatii, i odrzekli mu:
- O, czarodzieju czcigodny, bądź nam jeszcze raz sąsiadem tak dobrym, i rozciągnij czar swój i na nasze dzieci, abyśmy i my mogli odpocząć nocą.
A czarodziej bez słowa popatrzył im w oczy, a potem poszedł za nimi, a za nim żona jego, i oboje pracowali ciężko, rzucając czary, aż opary magii pokryły całą zatokę i wyspę czarodziejską. I wypełnili sąsiadom swoim spiżarnie jedzeniem, a łóżeczka niedźwiadkami śpiącymi, i sąsiedzi dziękowali im, i jeden po drugim spać się kładli.
Wreszcie czarodziej i czarownica, znużeni wielce, ułożyli się w sypialni swojej na łożu wygodnym, ona z książką, on z gazetą, i już czytać mieli, kiedy nagle dostrzegli, że członki ich futrem się pokrywają, nosy wydłużają się wielce, a głosy mrukliwymi się stają. Książka wypadła z łapy czarownicy, niezdatnej już więcej do kart obracania, a czarodziej rzekł:
- A niech to! Wiele magii kłębi się nad krainą naszą, o żono moja, kosmata różo ogrodu mego ducha, i ona to w niedźwiedzie senne nas obraca, bo oto sen mnie już ogarnia zimowy i czuję, że spać będę, aż nadejdzie wiosna.
A czarownica odpowiedziała:
- O, panie, i ja tak czuję, i takoż zapewne wszyscy sąsiedzi nasi.
I dlatego właśnie w tej krainie wszystko jest do dzisiaj zupełnie zasypane śniegiem, zaś pod śniegowymi pagórkami, w zasypanych domach śpią ich mieszkańcy, a w zasypanej wieży rodzina czarodzieja - wszyscy zamienieni w niedźwiedzie, i będą tak spali, dopóki ktoś nie odczaruje wiosny.
("Coś chciałaś, kochanie?" - wymamrotał przez sen mój mąż, a ja na to, oczywiście: "Nic, nic - śpij - Niedźwiadku"...)

7 komentarzy:

b.,zapiski pisze...

i ja bym czytając zasnęła była, gdyby mi pozwoliły na to łzy zczęścia z ócz mych płynące...

Anonimowy pisze...

ja już trzy razy ziewłam :) .......bosko

Unknown pisze...

Ja sama bym się przy takiej bajce chętnie zdrzemnęła... Ale obudziłam się na widok zakończenia. Bo prawdziwa bajka powinna mieć szczęśliwe zakończenie! W związku z czym domagam się drugiej bajki, w której Książę Na Szarym Ośle odczaruje wiosnę. Może być poprzez nakarmienie czarodzieja i czarownicy zaczarowanym twarożkiem.

Powodzenia w codziennych walkach o spokojny sen!
Semcia

Chuda pisze...

Kochana Silene, piękną i pouczającą jest Twoja baśń, czytałam w rosnącym zachwycie, a kolejne metafory wzruszały mnie do łez. Żona jako gołębica na dachu mężowskiego intelektu - majstersztyk! Gratuluję i czekam na Twoją prozę drukiem.

sawanna pisze...

Oczami wyobraźni widzę tę bajkę w księgarni z pięknymi ilustracjami w twardej oprawie... Piękne :-)
Pozdrowionka!

Madame Colonelle pisze...

ha1 ja sie zglaszam do ilustrowania :D

SzarAn pisze...

Przepiękna i magiczna ta bajka. Eskapistyczna :D